wtorek, 25 września 2007

To tylko praca - zwierzenia młodej prostytutki

Dominika Karp
2007-09-24, ostatnia aktualizacja 2007-09-24 14:47
Zobacz powiększenie
Fot. Paweł Sowa / AG

- Na początku był szok. Po pierwszym kliencie strasznie płakałam. Nie chciałam tego robić. Szef powiedział: to tylko praca, spróbuj co ci szkodzi - popracujesz rok i kupisz sobie mieszkanie. No i ta kasa mnie przekonała. Tylko i wyłącznie kasa. Potem to już, no wiesz, patrzysz tylko żeby szybciej, żeby ta godzina się szybciej skończyła - mówi Majka,w zawodzie od dwóch lat.


Spotykamy się po południu, w jej mieszkaniu. Przez telefon proponowałam kawiarnię, ale kategorycznie odmówiła - powiedziała, że miejsca publiczne odpadają, że się boi, że nie chce ryzykować.

Niewielki pokoik w wynajmowanym, głównie przez studentów mieszkaniu. Ostatnie piętro wieżowca. Na ścianie "Śpiący Mietek" Wyspiańskiego. Pod oknem jednoosobowe łóżko, dwie szafki. Gra radio Eska. Drzwi do pokoju z obu stron oklejone plakatami. Na nich nagie kobiety w jednoznacznych pozach. - Nie patrz na to. To nie moje. Mieszkam tu dopiero od dwóch miesięcy - mówi Majka, ubrana w jeansową mini i czarną bluzkę wysoka, zgrabna dziewczyna. Włosy krótkie - częściowo czarne, częściowo blond. Okulary z grubymi, czarnymi oprawkami dodają jej powagi i lat. Ma ich dwadzieścia. W tym roku zdała maturę.

Majka: - Mój szef to w porządku człowiek. Zna się na rzeczy, umie podejść do ludzi. Ja na początku nie wiedziałam co do czego. Nic, no bo i niby skąd? Pokazał mi pokoje, wyjaśnił zasady. On mi wszystko wytłumaczył. Nie nalegał. Mówił, że jak nie będę chciała tego robić, nie będę musiała.

Ta kasa mnie przekonała

Do agencji trafiła dwa lata temu. "Młode dziewczyny do klubu nocnego, wysokie zarobki" - przeczytała w gazecie. Zadzwoniła, umówiła się na spotkanie. Zarzeka się, że do samej wizyty w klubie nie wiedziała, że chodzi o prostytucję. - Ja dorabiałam wcześniej w barach. Nie skojarzyło mi się, że to może być to. Przecież w klubach można wiele rzeczy robić. To był dla mnie szok - wspomina.

Jednak kilka dni po spotkaniu z przyszłym szefem, w piątek po szkole wsiadła do autobusu i przyjechała z oddalonej o prawie sto kilometrów wsi, w której mieszkała razem z mamą. Powiedziała jej, że znalazła pracę w barze.

- Ten pierwszy nie był Polakiem, chyba był Włochem. Nie wiedziałam jak się zachować. Wiesz...widzisz faceta parę minut i masz się przed nim rozebrać, a potem współżyć. Dla mnie to było coś odrażającego. Po wszystkim strasznie się rozpłakałam. Chciałam uciec. Zbiegłam na dół, żeby oddać pieniądze ochroniarzowi i wtedy przyszedł szef. Kazał od razu przynieść wódkę. Długo rozmawialiśmy. Podawał mi przykłady innych dziewczyn. Mówił, że one na początku też tak przeżywały, ale, jak widać da się do tego przyzwyczaić. Tłumaczył, że nie muszę się angażować, że to jest tylko moja praca. No i mówił o tym mieszkaniu, o tych pieniądzach, dużej kasie. No i ta kasa mnie przekonała - mówi.

Im więcej kasy, tym więcej rzeczy

Jeszcze tej samej nocy miała trzech klientów. Szef powiedział, że na początku, jeśli nie chce, nie musi pracować jak inne dziewczyny - do piątej rano.

Jest jedynaczką. - Mama się niczego nie domyśliła? - pytam. Majka, bez zastanowienia:- Jak każda matka była ciekawa co to za praca. Pytała - co ty tam robisz? Przez to, że wcześniej dorabiałam w tych barach, miałam dobry kamuflaż. Były takie momenty, takie myśli, że ona wie..., ale nigdy nie zapytała mnie wprost. - A gdyby zapytała? - dociekam. - Trudno jest mi to sobie wyobrazić... Żadna matka nie chciałaby chyba, żeby jej dziecko tak kończyło.

Początkowo Majka pracowała tylko w weekendy, ale potem, jak sama mówi zaczęła "się wciągać". - Wcześniej musiałam patrzeć ile co kosztuje, liczyć się z każdą złotówką. Nie myśl, że się nad sobą użalam, ale miałam strasznie. Pamiętam czasy, kiedy w domu nie było kasy nawet na chleb. Gdy zaczęłam pracować w agencji już na te ceny nie patrzyłam. No i zaczęłam myśleć tylko o tym, że im więcej kasy, tym więcej rzeczy. Im więcej klientów, tym więcej rzeczy.

Zasady są jasne - 60 złotych od łebka

Za godzinę spędzoną z klientem dostaje 60 złotych. On płaci 150. - W ramach tego są jasne zasady - wszystko w gumce, żadnych wymyślnych pozycji, dotykanie po narządach odpada. Jeśli dopłaci będzie miał więcej rzeczy - np. francuz bez gumki, całowanie. Cena zależy od dziewczyny - jedne biorą za to 50 złotych, inne 100. Z tego się nie rozliczamy - mówi.

- Nie dostajesz nawet połowy z tego, co płaci klient. Nie uważasz, że to wyzysk? - Może i wyzysk, ale z drugiej strony, gdzie ja bym zarobiła 60 złotych w godzinę? - pyta. Dostaje jeszcze napiwki. Raz zdarzyło się, że dodatkowo dostała nawet 500 złotych. W trakcie jednego z wyjazdów zarobiła pięciokrotnie więcej. Miesięcznie - do 10 tysięcy.

- Są tacy ludzie, dla których wydać tysiąc, czy dwa tysiące złotych, to jak dla nas wyjść po chleb. Pieniądze strasznie ludzi psują. Ja też je bardzo polubiłam - mówi. Poprawia spódnicę i sięga po papierosa.

- Chcesz wiedzieć jak to wygląda? Przychodzi taki klient do firmy, siada na kanapie, albo przy barze. Ochroniarz woła wszystkie wolne dziewczyny i on sobie wybiera - mówi.

Klienci trafiają się różni

Zwykle czterech w ciągu nocy, najwięcej - siedmiu. Majka dzieli ich na dwie skrajne kategorie: bardzo chamscy i na poziomie ("często w gajerkach").

- Zdecydowana większość to żonaci faceci. Tacy często przychodzą się też wygadać - żalą się, że żona im nie daje, że dzieci ich nie szanują. Raz miałam nawet klienta, który mówił, że jest tydzień po ślubie - wspomina.

- Zdarza się, że są wulgarni. Wyskakują z takimi tekstami... Trudno mi teraz coś przytoczyć, ale zwykle rozkazują, traktują, jak przedmiot - chodź tu, podejdź tu, rozbieraj się! - mówi.

Często są pod wpływem alkoholu, ale Majka zaznacza, że dziewczyny nie muszą chodzić z każdym klientem. - Byłaś do czegoś zmuszana? - pytam. - Zmuszana może nie, bo my idziemy z klientem do pokoju w jednym celu. On płaci, więc my musimy go w jakiś sposób zadowolić. Bywa, że kładą się i przygniatają całym ciałem. Jak zwracasz mu uwagę, a on nie reaguje wystarczy krzyknąć. Zaraz przyjdzie ochroniarz, albo usłyszy któraś z dziewczyn. My się chronimy i ostrzegamy - ten to brudas, albo chamidło, lepiej z nim nie idź - zaznacza.

Zdarza się, że klienci się skarżą - bo liczyli na coś więcej, albo dziewczyny szantażują, że coś powiedzą szefowi. Majka zaznacza, że on spokojnie ich wysłuchuje, zapewni, że z dziewczyną porozmawia, ale to jej ufa. - On swoje wie, bo każdą dziewczynę sprawdza. Przysyła swoich kolegów - mówi. Wyrzuca tylko wtedy, gdy zaczynają ćpać. - U mnie w pracy można pić, ale tak, żeby się nie zataczać - dodaje.

Trudne sytuacje? Majka długo się zastanawia. - Sama nie miałam jakiś podbramkowych, ale raz dziewczyny opowiadały, że były na takiej libacji w hotelu, podczas której klienci powyrzucali im ubrania przez okno. No i musiały stamtąd uciekać. O innych sytuacjach nie słyszałam. One potem zwykle mówią tylko, na którego trzeba uważać. Nie zwierzają się, nie chcą o tym rozmawiać - podkreśla.

Trafiają się też panowie bardzo nieśmiali, a także bardzo młodzi. Majka zaznacza, że "tam" nikt nikomu dowodu nie sprawdza. - Masz kasę, możesz przyjść - dodaje, poprawia spódnicę i sięga po kolejnego papierosa. Wylicza prawników, lekarzy, w tym dyrektora jednego z dużych miejskich szpitali. Mówi, że gdy była taka potrzeba wystawiał jej zaświadczenia o pobycie w szpitalu, gdy jeszcze chodziła o szkoły.

Z czasem takich potrzeb miała coraz więcej. - Narobiłam sobie zaległości. Zaczęłam wagarować. Czasami nie było mnie w szkole całymi tygodniami. Na szczęście udało się zdać maturę - mówi. Za tydzień Majka idzie na studia - zaoczną pedagogikę.

Dziewczyny muszą o siebie dbać

- Większość pochodzi z Ukrainy. One nawet na święta do domu nie zjeżdżają. Zarabiają takie pieniądze, że szok. Niewiele im przeszkadza - nawet, gdy klient jest bardzo pijany, albo śmierdzi. One na to nie patrzą - dla nich liczy się sztuka - zaznacza i dodaje: - Wśród Polek nie ma zbyt wielu takich, które tak jak ja, same na siebie zarabiają. Często to samotne matki. Zwykle trochę starsze, mają tak między 28, a 35 lat, ale są bardzo zadbane. Nie da się ukryć - w tej pracy trzeba o siebie dbać - mówi.

"Dla własnego komfortu" co kilka miesięcy robią badania na obecność HIV i WR. Prosi, żebym zaznaczyła, że żadna nie jest tam dla przyjemności. - One muszą. Za 700 złotych dzieci przecież nie utrzymają - podkreśla.

Rodziny często się tymi dziećmi opiekują i najczęściej wiedzą, jak te kobiety zarabiają na życie. Majka podkreśla, że nie mają wyjścia, muszą to zaakceptować. -Niedziele mamy wolne i często się spotykamy, chodzimy razem na dyskoteki. Raz u jednej dziewczyny byłam w domu. Rozmawiałam z jej mamą i ona wiedziała. Na koniec powiedziała: - Wy nikomu krzywdy nie robicie, tylko same sobie - wspomina.

- Miałam inne potrzeby - odpowiada, gdy pytam o mieszkanie, które szef obiecywał jej po roku pracy. Mówi, że trochę odnowiła domek, w którym mieszka jej mama. Mają już łazienkę i centralne ogrzewanie.

Mężczyźni i tak zdradzą

Zanim zaczęła pracować w agencji miała chłopaka. - Można powiedzieć, że nawet narzeczonego, bo planowaliśmy ślub, ale coś tam nie grało i się rozstaliśmy - mówi. - To znaczy? Dowiedział się, co robisz? - pytam. - Nie, ale jak zaczęłam pracować rzadziej się widywaliśmy i coraz częściej kłóciliśmy.

Kilka miesięcy spotykała się ze swoim klientem. Mówi o nim zdawkowo, nazywa: "niby mój chłopak". Teraz nie ma nikogo.

Zaznacza, że uprzedziła się do mężczyzn: -Jak się przysięga to na całe życie i on nie ma prawa mieć innej kobiety. Ja im nie ufam, bo oni i tak zdradzą. Zdecydowana większość facetów zdradza.

Mówi, że gdyby się zakochała zrezygnowałaby z pracy w agencji. - Teraz też, gdyby trafiło mi się coś lepszego to bym wzięła - mówi. - Gdybyś kogoś pokochała to powiedziałabyś mu czym się zajmujesz? - Nie wiem, ale sądzę, że chłopak może mieć jakieś uprzedzenia i pewnie bym się z tym ukrywała.

Klient, gdy się żegna...
dk
2007-09-24, ostatnia aktualizacja 2007-09-24 12:41

Co czwarty wychodząc obiecuje, że przyjdzie niebawem, niespełna co piąty żegna się czule - wynika z badań przeprowadzonych przez SMG/KRC wśród losowo wybranych pracownic agencji towarzyskich.

Zobacz powiekszenie
Fot. Michal Stangret
27-letnia Irmina z Ukrainy studiuje w Warszawie nauki polityczne. Dwa lata temu pracowała w stolicy jako prostytutka. - Nie żałuję. Dzięki temu mam za co opłacić studia - mówi


Prawie połowa panów po spotkaniu z prostytutką po prostu dziękuje i wychodzi, ponad 6 procent dzieli się z nią swoimi wrażeniami, a niespełna 3 proc. klientów wychodząc nie mówi nic.

Do udziału w telefonicznym badaniu pt. "Korzystanie z agencji towarzyskich" losowo wybrano 150 kobiet. Jak się okazuje większość pań to kobiety między 25, a 34 rokiem życia (niespełna 43 proc. respondentek). Ponad 40 proc. ma więcej niż 18 lat i mniej niż 25. Zdecydowaną mniejszość wśród kobiet pracujących w agencjach towarzyskich stanowią kobiety najstarsze - więcej, niż 35 lat ma niespełna 17 procent prostytutek.

Wśród pań, które wzięły udział w badaniu niemal taka sama liczba kobiet prostytuuje się niespełna rok (48,34 proc.), a niespełna co druga (49,01 proc.) robi to dłużej niż 12 miesięcy. Ile dokładnie, nie wiemy.

Rodziny nie wiedzą

Z badań wynika jednoznacznie, że prostytutki na ogół ukrywają przed rodziną i znajomymi to, czym się zajmują. O miejscu pracy swoich koleżanek, czy córek nie wie prawie 60 procent znajomych i rodziców. Z odpowiedzi kobiet wynika, że taką wiedzę ma rodzina co trzeciej pracującej w ten sposób dziewczyny.

Natomiast ponad 3 proc. respondentek na pytanie "Czy Pani rodzina/znajomi wiedzą, że pracuje Pani w agencji towarzyskiej?" wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć". Można więc przypuszczać, że w ich przypadku panuje zmowa milczenia.

Większość kobiet, które wzięły udział w badaniu SMG/KRC przyjmuje dziennie (zwykle oczywiście wieczorami i nocą) średnio od trzech do pięciu klientów. Co czwarta ma w tym czasie jednego lub dwóch, a co piąta przyznaje, że jest ich ponad pięciu. Do współżycia z więcej niż siedmioma mężczyznami podczas jednej nocy przyznaje się 6 proc. respondentek, a niewiele więcej nie potrafi jednoznacznie uśrednić, ilu w tym samym czasie ma klientów.

Brak komentarzy: