piątek, 29 lutego 2008

Ropa drożeje, akcje Lotosu i Orlenu zniżkują

Andrzej Kublik
2008-02-29, ostatnia aktualizacja 2008-02-29 21:01

Ceny ropy naftowej biją kolejne rekordy, co zwykle poprawia notowania koncernów paliwowych. Ale akcje Grupy Lotos i PKN Orlen tracą na wartości po ogłoszeniu wyników, które nie zadowoliły analityków.

Za baryłkę amerykańskiej ropy naftowej z dostawą w kwietniu w piątek rano na giełdzie w Nowym Jorku trzeba było zapłacić 103,05 dolara. Pierwszy raz w historii za baryłkę ropy trzeba było zapłacić ponad 103 dolary. Szalony wzrost cen na światowych rynkach paliwowych zaczął się w czwartek, kiedy podczas sesji amerykańskiej giełdy ropy ceny surowca w kontraktach terminowych, z dostawą za miesiąc, podskoczyły aż o 3 proc. Galopadę cen analitycy tłumaczyli osłabieniem dolara, głównej waluty w światowych rozliczeniach za ropę naftową.

Chociaż cena ropy w dolarach rośnie, to dzięki osłabieniu kursu dolara do złotego polskie koncerny nie powinny płacić więcej za import surowca. Z reguły jednak wzrost cen ropy naftowej doceniają inwestorzy i kursy akcji koncernów paliwowych rosną. Ale tym razem ta reguła nie dotyczyła polskich koncernów.

W poniedziałek na zakończenie sesji warszawskiej giełdy akcje Lotosu wyceniono na 38,8 zł. Ale od wtorku zaczęła się przecena i na zakończenie sesji w piątek za jedną akcję firmy z Gdańska trzeba było zapłacić 35,59 zł. Notowania Orlenu wahały się, ale od czwartku też wyraźnie zniżkowały. Na zakończenie poniedziałkowej sesji za akcję Orlenu trzeba było zapłacić 41,5 zł, w piątek - 39,9 zł. Z przeceny korzystają inwestorzy, bo obroty akcjami obu firm pod koniec tygodnia wyraźnie wzrosły.

Wpływ na to mogły mieć ogłaszane w tym tygodniu wyniki koncernów. W czwartek Grupa Lotos podała, że jej zysk netto w czwartym kwartale 2007 r. wyniósł 231 mln zł wobec 99 mln zł rok wcześniej. Przychody firmy w ostatnim kwartale 2007 r. wzrosły do 3,99 mld zł wobec 3,15 mld zł rok wcześniej. Ale analitycy zaczęli kręcić nosem nad zyskiem operacyjnym Grupy Lotos, czyli profitami z wydobycia ropy, jej przerobu i handlu paliwami. Zysk operacyjny Grupy Lotos w ostatnim kwartale 2007 r. wzrósł do 159 mln zł z 78 mln zł rok wcześniej. Ale analitycy liczyli na więcej, czyli 256 mln zł.

Grupa Orlenu podała wczoraj, że w czwartym kwartale 2007 r. zanotowała 601 mln zł czystego zysku wobec straty 198 mln zł rok wcześniej. Ten zysk był dwa razy wyższy, niż przewidywali analitycy. Ale zysk operacyjny 164 mln zł, jakim zakończył Orlen ostatni kwartał 2007 r., nie zadowolił analityków. Wiceprezes Orlenu Waldemar Maj zapewniał, że w tym roku wyniki firmy powinny być dużo lepsze. Po ukończonych remontach rafinerii na Litwie i w Czechach koncern o 19 proc. chce zwiększyć przerób ropy, który w zeszłym roku wyniósł 23,1 mln ton.

Do spadku kursu Orlenu mogła też przyczynić się decyzja rady nadzorczej, która w czwartek wieczorem zawiesiła prezesa Piotra Kownackiego, zarzucając mu polityczne wypowiedzi, które nie służą wizerunkowi firmy. W poniedziałek Kownacki oskarżył ministra skarbu Aleksandra Grada, że próbował wywrzeć presję w sprawie odwołania Adama Glapińskiego ze stanowiska prezesa operatora telefonii komórkowej Polkomtel. Ministerstwo Skarbu nie ma żadnych akcji Polkomtela, a Orlen - prawie 20 proc. Minister Grad odrzucał jednak zarzuty szefa Orlenu i sam oskarżył Kownackiego, że chce sprowokować swoją wcześniejszą dymisję, bo wtedy dostałby odprawę.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Eksplozja cenowa na rynku ropy naftowej

tm, PAP
2008-02-29, ostatnia aktualizacja 2008-02-29 08:43

Ceny ropy na największym na świecie rynku amerykańskim eksplodowały w czwartek do poziomu nowych rekordów wszech czasów, zyskując w ciągu jednej sesji 3 dol., czyli 3 proc.

Cena ropy po raz pierwszy w historii przekroczyła też granicę 103 USD. Został on ustanowiony podczas transakcji elektronicznych przeprowadzanych w piątek rano w Azji.

W elektronicznym handlu posesyjnym na giełdzie nowojorskiej cena na krótko osiągnęła 103,05 USD za baryłkę, bijąc poprzedni rekord wszech czasów 102,97 USD za baryłkę, ustanowiony zaledwie kilka godzin wcześniej w trakcie sesji czwartkowej na New York Mecantile Exchange.

W transakcjach dokonywanych w piątek rano w Azji ceny ropy w kontraktach na kwiecień cały czas utrzymują się w trendzie zwyżkowym, powyżej czwartkowego, rekordowego zamknięcia na nowojorskiej giełdzie NYMEX, wynoszącego 102,59 USD za baryłkę, a także powyżej czwartkowego, również rekordowego, zamknięcia na londyńskiej giełdzie ICE Futures, wynoszącego 100,90 USD za baryłkę.

Cena ropy w dostawach na kwiecień na giełdzie NYMEX w Nowym Jorku w handlu elektronicznym wynosiła nad ranem 102,80 USD za baryłkę.

Cena ropy Brent w piątek rano na ICE Futures Exchange w Londynie na kontrakty kwietniowe wzrosła o 37 centów, czyli o 0,4 proc. do 101,27 USD za baryłkę.

czwartek, 28 lutego 2008

Maciej Zientarski po wypadku ciężko ranny w szpitalu

Łukasz Krajewski, ulast, alx
2008-02-28, ostatnia aktualizacja 24 minuty temu

Zobacz powiększenie
Szczątki samochodu Ferrari
Fot. Radek Pietruszka PAP

Nie wiadomo kto prowadził ferrari, które rozbiło się na ulicy Puławskiej w Warszawie. - Stan samochodu jest taki, że biegli będą musieli ustalić czy za kierownicą siedział Maciej Zientarski czy Jarosław Zabiega - mówi portalowi "Gazeta.pl" Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Biegli będą też musieli ustalić czy obaj dziennikarze mieli zapięte pasy bezpieczeństwa.

Zobacz powiekszenie
Fot. Alina Gajdamowicz / AG
Maciej Zientarski
Zobacz powiekszenie
Fot. Radek Pietruszka PAP
Szczątki samochodu ferrari, które stanęło w płomieniach kilka chwil po wypadku


- W tymi miejscu gdzie doszło do wypadku nie ma kamer monitoringu miejskiego - mówi "Gazecie.pl" Wojciech Pasieczny ze stołecznej drogówki. - Policjanci na pewno będą sprawdzać zapisy z innych kamer monitoringu, żeby odtworzyć jak ferrari jechało wcześniej i ewentualnie kto siedział za kierownicą.

Maciej Zientarski walczy o życie

Stan Macieja Zientarskiego jest bardzo ciężki, ale stabilny - poinformował lekarz Andrzej Chmura ze Szpitala Klinicznego im. Dzieciątka Jezus w Warszawie, gdzie Zientarski przeszedł operację. Z zeznań świadków wynika, że samochód jechał ok. 200 km/h. Na miejscu zginął pasażer samochodu, dziennikarz "Superexpressu" Jarosław Zabiega.

Lekarz podkreślił, że poszkodowany "cały czas znajduje się w stanie zagrażającym życiu". Aktualnie przechodzi badania i prawdopodobnie w piątek czeka go jeszcze jedna operacja, po której lekarze zamierzają wydać kolejne oświadczenie o stanie zdrowia chorego.

"Pan Zientarski, przyjęty do nas wczoraj po urazie wielonarządowym w bardzo ciężkim stanie, był operowany. Jest w tej chwili w stanie stabilnym, ale nadal bardzo ciężkim. Uraz dotyczy głowy, klatki piersiowej, brzucha, kończyn i kręgosłupa" - poinformował docent Chmura.

Wyjaśnił, że medyczny termin "stan bardzo ciężki-stabilny" oznacza, że "w każdej chwili może nastąpić jakiś przełom w jedną lub drugą stronę i niestety tutaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie".

"Robimy szereg badań, jutro rano będzie kolejna operacja. Wtedy będziemy wiedzieć więcej, będzie można też określić, czy w tej operacji udało się wszystko zrobić, czy też będzie potrzebna kolejna" - dodał Chmura.

Świadkowie: Ferrari jechało ponad 200 km/h

Do tragicznego wypadku doszło tuż przed godz. 22.00 na ul. Puławskiej w Warszawie. Kierowca ferrari pędził ul. Puławską w kierunku Piaseczna. Według wstępnych ustaleń za skrzyżowaniem z Wałbrzyską samochód jechał z prędkością ok. 200 km na godzinę (przy ograniczeniu do 50 km/h).

Samochód podskoczył na muldzie i z ogromną prędkością uderzył w filar wiaduktu biegnącego z Ursynowa. Auto rozpadło się na dwie części. Jedna z nich doszczętne spłonęła.

Maciej Zientarski został wyrzucony z samochodu. Pasażer Jarosław Zabiega, zginął na miejscu. Jego ciało znaleziono spalone obok samochodu.

Jak informuje radio RMF FM mężczyźni mieli niezapięte pasy. Jest to jednak niepotwierdzona informacja. Nawet z zapiętymi pasami przy prędkości, którą jechali, mogli zostać wyrzuceni z samochodu razem z fotelami.

Kim jest Maciej Zientarski

Maciej jest synem Włodzimierza Zientarskiego, legendy polskiego światka motoryzacyjnego. W 2007 roku Maciej Zientarski, znany z zamiłowania do szybkiej jazdy, uległ wypadkowi motocyklowemu, z którego jednak wyszedł bez poważniejszych obrażeń.

Nierozłączny ojciec z synem prowadzą wspólnie radiową audycję "Antymotolista" w Antyradiu i program "Pasjonaci" w telewizji Polsat. Wraz z Maciejem Pruszyńskim Zientarski prowadzi też program "V Max" w telewizji TV4, w którym przedstawia luksusowe i sportowe samochody różnych marek.

W tym miejscu były wypadki

Już kilkakrotnie w tym miejscu dochodziło do wypadków. Dwa lata temu w ciągu kilku dni zginęły tu trzy osoby. Jeden z młodych chłopaków zginął wtedy, zapalając znicz na miejscu śmierci kolegi. Ich wspólni znajomi i bliscy zablokowali wówczas na kilkadziesiąt minut pas ruchu. Zarząd Dróg Miejskich obiecał wtedy, że zlikwiduje nierówność jezdni. Jak widać, słowa nie dotrzymał.



Antyradio, w którym pracuje Maciej Zientarski, apeluje o oddawanie krwi A Rh+. Krew jak informuje radio najlepiej oddawać w szpitalu na ul. Lindleya.

Samochód nie na polskie drogi

Uwielbiane przez miłośników motoryzacji i szybkiej jazdy ferrari, to samochody zupełnie nieprzystosowane do poruszania się po polskich drogach. Zostały zaprojektowane do jazdy po gładkiej nawierzchni autostrady lub wyścigowego toru, a nie do slalomu pomiędzy dziurami i muldami. Wystarczy niewielka nierówność, drobny błąd kierowcy lub kopnięcie gazu by samochód trafił do rowu.

Najtragiczniejsze wypadki znanych Polaków


Wielu znanych Polaków miało tragiczne wypadki na polskich drogach

Janusz Kulig, Władysław Komar, Arkadiusz Gołaś. Te nazwiska można wymieniać w nieskończoność. Polskie drogi znane są już na świecie ze swego tragicznego stanu. Informacje o ludziach ginących każdego dnia w wypadkach nie robią już na nas wielkiego wrażenia. Wstrząsu doznajemy dopiero wtedy, gdy w wypadku ginie lub doznaje ciężkich obrażeń ktoś bliski lub bardzo znany...

Otylia Jędrzejczak
Polska pływaczka i zdobywczyni złotego medalu, Otylia Jędrzejczak, miała w 2005 roku wypadek samochodowy pod Miączynem niedaleko Płońska na drodze nr 62.

Sportsmenka wyprzedzała swoim Chryslerem kolumnę ciężarówek. Kiedy już była na lewym pasie, zauważyła jadący z naprzeciwka samochód osobowy marki Fiat Uno. Aby uniknąć zderzenia czołowego, Jędrzejczak zjechała na pobocze, wpadła do do rowu, którym przejechała kilkadziesiąt metrów, a na końcu uderzyła w przydrożne drzewo.

W wypadku zginął 19-letni brat Otylii - Szymon. Ona sama trafiła do szpitala.

Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski
Znakomici polscy olimpijczycy zginęli 17 sierpnia 1998 w wypadku samochodowym pod Ostromicami na trasie DK3. W tej tragedii - oprócz mistrzów olimpijskich w pchnięciu kulą i skoku o tyczce - życie stracił również Jarosław Marzec - także olimpijczyk, reprezentant Polski w biegu na 400 metrów.

Janusz Kulig
Znakomity polski rajdowiec zginął w 2004 roku wypadku na strzeżonym przejeździe kolejowym w Rzezawie w Małopolsce. W fiata stilo, którym jechał, uderzył pociąg ekspresowy. Dróżniczka nie zamknęła wtedy szlabanów i nie włączyła sygnalizacji ostrzegającej o zbliżającym się pociągu.

Rok po śmierci Janusza Kuliga, w niedzielę 13 lutego 2005 roku, w Rzezawie odsłonięto tablicę upamiętniającą jego śmierć.

Arkadiusz Gołaś
Świetny polski siatkarz, reprezentant kraju. Pochodzący z Ostrołęki Arkadiusz Gołaś zginął 16 września 2005 roku w wypadku samochodowym na austriackiej autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu. Siatkarz jechał do włoskiego klubu Lube Banca Macerata, z którym miał podpisany od początku czerwca kontrakt na trzy lata.

Tragedia rozegrała się wcześnie rano. Samochód prowadziła jego żona. Nagle auto gwałtownie skręciło w prawo i uderzyło w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej autostrady A2.

Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński
Słynni autorzy niezwykle popularnego programu telewizyjnego "Sonda" emitowanego w TVP od 1977 do 1989 roku. Obaj zginęli 29 września 1989 roku w wypadku drogowym koło Raciborza na Śląsku. Jechali do Zakładu Elektrod Węglowych, by nagrać swoją kolejną audycję. Kierowca samochodu, którym jechali, wyprzedzał na wąskiej i krętej trasie. To było zaledwie kilka kilometrów od celu ich podróży.

W tym miejscu do tej pory codziennie stoją świeże kwiaty i palą się znicze. Raciborzanie wciąż pamiętają o dwóch znakomitych autorach "Sondy".

Marek i Wacek
Przed laty Marek Tomaszewski i Wacław Kisielewski tworzy bardzo popularny duet pianistów. Niestety, 12 lutego 1986 roku tragiczny wypadek samochodowy przerwał życie Wacława Kisielewskiego. Tego dnia muzyk zmarł w wyszkowskim szpitalu, gdzie trafił z ciężkimi obrażeniami po zderzeniu na drodze.

Po śmierci Kisielewskiego, jego muzyczny partner zakończył działalność zespołu.

Ferrari, które spłonęło, kierował Maciej Zientarski

Łukasz Krajewski, ulast
2008-02-28, ostatnia aktualizacja 2008-02-28 09:58

Zobacz powiększenie
Rozpędzone ferrari uderzyło w podporę wiaduktu i spłonęło
Fot. Gazeta.pl

Samochodem Ferrari, który rozbił się wieczorem w Warszawie kierował Maciej Zientarski - informuje RMF FM. Znany dziennikarz motoryzacyjny wypadek przeżył, ale jest w stanie krytycznym. Jego pasażer, który zginął na miejscu, to dziennikarz "Super Expressu", Jarosław Zabiega.

Zobacz powiekszenie
Fot. Radosław Jóźwiak / AG
Maciej Zientarski z ojcem Włodzimierzem, z którym często tworzą duet dziennikarzy motoryzacyjnych
Do tragicznego wypadku doszło tuż przed godz. 22.00 na ul. Puławskiej w Warszawie. Kierowca ferrari pędził ul. Puławską w kierunku Piaseczna. Według wstępnych ustaleń za skrzyżowaniem z Wałbrzyską, jadąc grubo ponad 100 km/godz., samochód podskoczył na muldzie i z ogromną prędkością uderzył w filar wiaduktu biegnącego z Ursynowa. Według świadków obaj kierowcy mieli niezapięte pasy.

Auto stanęło w płomieniach. Kierowca ferrari zdołał wyczołgać się z samochodu. Jego pasażer spłonął w pojeździe. Maciej Zientarski w ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie obecnie walczy o życie.

Kim jest Maciej Zientarski

Zientarski to znany dziennikarz motoryzacyjny; wraz z ojcem Włodzimierzem prowadzi telewizyjny program "Pasjonaci" w telewizji Polsat, oraz audycję "Antymotolista" w Antyradiu.

W tym miejscu były wypadki

Już kilkakrotnie w tym miejscu dochodziło do wypadków. Dwa lata temu w ciągu kilku dni zginęły tu trzy osoby. Jeden z młodych chłopaków zginął wtedy, zapalając znicz na miejscu śmierci kolegi. Ich wspólni znajomi i bliscy zablokowali wówczas na kilkadziesiąt minut pas ruchu. Zarząd Dróg Miejskich obiecał wtedy, że zlikwiduje nierówność jezdni. Jak widać, słowa nie dotrzymał.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

środa, 27 lutego 2008

Polska - Estonia 2:0

Bramki:

Matusiak (38.), Zahorski (72.)

Skład:

Przyrowski - Pawelec, Kokoszka, Wawrzyniak, Lisowski - Grosicki (63. Gołoś), Pazdan (63. Kuklis), Goliński, Zieńczuk (63. Zahorski) - Garguła (63. Majewski) - Matusiak

Trener: Leo Beenhakker


2 : 0

1
:
0


27 lutego 2008 godz. 20:30
Wronki
Sędzia: Stanisław Todorow (Bułgaria)

Bramki:

-

Skład:

Londak - Sisov, Rahn, Sidorenkov, Barengrub - Dmitrijev, Purje, Kink, Vassiljev, Anniste - Zahovaiko


Trzecie zwycięstwo Beenhakkera w tym roku
rb, misza Wronki
Dwa stałe fragmenty i dwa gole. Polska lepsza od Estonii we Wronkach, a Radosław Matusiak i Łukasz Garguła coraz wyżej w rankingu kandydatów do wyjazdu na mistrzostwa Europy
Relacja z Czuba

Czytaj na blogu Dariusza Wołowskiego: Dorastanie dublerów u Beenhakkera

- Półtora roku temu było tak, że grałem z Łukaszem na pamięć. Ja do niego, on do mnie, przepuszczałem piłkę pod nogami, obrońca nie wiedział, co się dzieje i był gol. A teraz... Najważniejsze, że trener Beenhakker mi ufa. Trener Skorża też. Nie wyzwalają na mnie presji. Mam wrócić do formy. Obaj na mnie liczą - mówił dzień przed meczem Radosław Matusiak. To na nim i na Łukaszu Gargule była wczoraj we Wronkach największa odpowiedzialność. Obaj grali w eliminacjach do Euro, obaj z różnych powodów z kadry wypadli.

Teraz Matusiak wrócił do Polski i zaczął znowu regularnie grać, a Garguła wyzdrowiał i odzyskał formę z eliminacji. W lutowy, zimny i w wietrzny wieczór, na tle Estończyków, chcieli we Wronkach przekonać Beenhakkera, że zasługują na wyjazd do Austrii w czerwcu. Bo później czasu będzie niewiele - 11 marca w Szczecinie mecz z obcokrajowcami polskiej ligi, a 26 w Krakowie z USA.

W pierwszej połowie Garguła niemal przy każdym kontakcie z piłką szukał Matusiaka. Ale kiedy podawał na wolne pole wychodził brak szybkości kolegi. Kiedy podawał dokładnie, Matusiakowi brakowało pewności i łatwości z jaką mijał rywali. Kiedy musiał walczyć o górną piłkę, przegrywał. Wychodził po prostu rok niegrania w piłkę.

Ale kiedy w 38. min Garguła dośrodkował, w swoim stylu czyli "na nos", wystarczyło jedno magiczne dotknięcie Matusiaka, który dobrze wiedział gdzie spadnie piłka i było 1:0. To kolejny mecz, w którym Polska strzela gola po stałym fragmencie. W eliminacjach udało się to tylko raz. A w samych Wronkach norma została przekroczona o sto procent - w 72. min po rzucie rożnym do siatki trafił Tomasz Zahorski. A byłoby przekroczenie normy o procent trzysta - po strzałach Michała Golińskiego z wolnych piłka raz trafiła w słupek, a za drugim świetnie obronił bramkarz Pavel Londak.

Instynktu i umiejętności znajdowania się pod bramką oraz wykorzystywania okazji się nie traci. Czasem snajperzy mają tylko przerwę w trafianiu do siatki. Matusiak i tak miał krótką - ostatnio strzelił w listopadzie, w Serbii, a później nie był powoływany. To najskuteczniejszy ze środkowych napastników kadry Beenhakkera. Po 13. występach ma już sześć trafień. I, na dziś, wydaje się być liderem w wyścigu "dziewiątek" (najbardziej wysunięty napastnik) o wyjazd na Euro. Wystarczyły trzy treningi i dwa dni z Beenhakkerem, by znowu trafił do siatki. I odblokował psychicznie - tego potrzebował chyba najbardziej. Po zdobytej bramce grał swobodniej i pewniej, choć w 52. min powinien zdobyć drugiego gola. Ale z ośmiu metrów strzelił wysoko nad bramką. Nie dotrwał do końca meczu - w 80. min naciągnął mięsień i zszedł z boiska. Pierwsze, co zrobił to...udzielił wywiadu telewizji. Tym meczem przybliżył się do wyjazdu na Euro, niech jeszcze tylko zacznie strzelać dla Wisły.

Poza akcją Garguły z Matusiakiem do przerwy działo się niewiele. Mecz był ciężki do oglądania, nie tylko z powodu przenikliwego zimna. Akcje Polaków były szarpane. Grosicki, który zachwycił niespełna miesiąc temu w Pafos w meczu z Finlandią, był niewidoczny do przerwy. Kiedy rywal miał tyle sił, co on brakowało dynamicznych rajdów, efektownych dryblingów i podań w pole karne. Polacy grali jak zamrożeni, choć mogli prowadzić po niespełna minucie. Po strzale Michała Golińskiego piłka odbiła się od słupka. Brakowało szybkich, krótkich podań i dobrego rozegrania w środku, choć Garguła grał dobrze - nie tracił piłki, utrzymywał się przy niej to jednak okazji było niewiele.

Zdarzyły się za to błędy w obronie - Wawrzyniak dwa razy źle podał, Kokoszka raz, ale przyzwoicie bronił Przyrowski. Ale w 52. min i jemu przytrafił się błąd, jakie popełnia w lidze. Po niegroźnym strzale wypuścił piłkę z rąk, ale Kink zamiast do pustej bramki strzelił w słupek, a za moment zreahbilitował się Przyrowski broniąc dobitkę.

Druga połowa była ciekawsza, szybsza i żwawsza od pierwszej. Ożywił się Grosicki i w kwadrans zrobił pięć razy więcej dobrych akcji niż przed przerwą. Dobrze, odważnie i ofensywnie grali boczni obrońcy Lisowski i Pawelec, w środku błysnął kilka razy Pazdan. Czyli zawodnicy, z których Beenhakker i Polska ma mieć pożytek być może już w jesiennych eliminacjach do MŚ.

Polacy z każdą chwilą byli coraz lepsi od rywali, zdominowali grę, narzucili wreszcie swój styl. Byli dojrzalsi od Estończyków byli przedstawiciele lig m.in. Rosji, Danii, Słowenii czy Finlandii. W kadrze Beenhakkera brakowało nie tylko "galacticos z zagranicy, ale i krajowej czołówki z Dudką, Łobodzińskim i Murawskim na czele. Zamętu nie było także po godzinie, kiedy trener dokonał czterech zmian. Polacy grali tak samo jak wcześniej. I wygrali pewnie, powodując kłopoty, jakie Beenhakker lubi najbardziej. Czyli bogactwa. Będzie z kogo wybierać kadrę na Euro, będzie kto miał grać w eliminacjach MŚ.

USA i Czechy bliskie porozumienia ws. tarczy

mar, PAP
2008-02-27, ostatnia aktualizacja 37 minut temu

Prezydent USA George W. Bush i premier Czech Mirek Topolanek ocenili po spotkaniu, że porozumienie w sprawie umieszczenia w Czechach radarów amerykańskiej tarczy antyrakietowej jest bliskie. Z kolei Radosław Sikorski otrzymał dziś od Amerykanów dokument ws. polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej w związku z tarczą.

SONDAŻ
Jesteś za instalacją elementów tarczy w Polsce?

Tak, bezwzględnie
Tak, ale na warunkach naszego MSZ
Nie, na żadnych warunkach
Nie mam zdania

Pytany, ile brakuje jeszcze do porozumienia w tej sprawie, Bush odpowiedział, że jest ono "bliskie". Topolanek określił pozostałe do rozstrzygnięcia sprawy jako "drobne szczegóły".

- Jestem pewny, że sfinalizujemy je bardzo szybko - dodał. Wyjaśnił, że chodzi o kwestie ochrony środowiska i spełnienia jak najostrzejszych standardów, na co nalegają Czechy.

Dokument o współpracy z Polską

O otrzymanym dziś "non-paper" tym minister Sikorski powiedział podczas przemówienia w trakcie uroczystości przekazania Polsce przez ambasadora USA Victora Ashe kopii "Czternastu Punktów" amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona z 1918 roku, w których przedstawił swoją wizję pokoju na świecie. Punkt 13. deklaracji dotyczył przywrócenia niepodległej Polski.

- Dzisiaj rano czytałem, że ambasador USA przekaże mi niezwykły dokument. I od razu pomyślałem, że dostaniemy non - paper w sprawie obrony przeciwrakietowej - powiedział Sikorski.

Sikorski: Cuda się zdarzają

- Cuda się zdarzają. Dzisiaj rano dostaliśmy non-paper w sprawie współpracy wojskowej - mówił minister.

Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że "non-paper" to dokument "który nie ma charakteru oficjalnej noty, ma charakter wymiany informacji".

- Pani Sekretarz Stanu Condoleezza Rice zasugerowała, że w tym tygodniu możemy oczekiwać jakiejś odpowiedzi na nasze oczekiwania w odniesieniu do pakietu modernizacji polskich sił zbrojnych. Taka informacja została nam dzisiaj przekazana - zaznaczył Paszkowski.

Min. Sikorski powiedział w miniony wtorek w radiu TOK FM że rozmawiał z sekretarz tanu USA Condoleezzą Rice o sprawie tarczy antyrakietowej.

Tusk: Trzeba rozważyć przesunięcie wyborów

tan, Gazeta.pl, mar
2008-02-27, ostatnia aktualizacja 2008-02-27 17:24

- Trzeba rozważyć przesunięcie terminu wyborów parlamentarnych 2011 roku, tak, aby kampania wyborcza nie zakłóciła polskiej prezydencji w UE - powiedział Donald Tusk podczas spotkania ze studentami na Uniwersytecie Warszawskim. Jak dodał, będzie w tej sprawie rozmawiał z prezydentem i szefami klubów parlamentarnych. Premier odpowiadał też na pytania dotyczące m.in. czesnego, tarczy, sprawy Kosowa, czy... różnic między nim a Kaczyńskim.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Donald Tusk
ZOBACZ TAKŻE
Szef rządu ws. prezydencji powiedział też, że inny pomysł w tej sprawie, to przyjęcie zasady "po wyborach nie zmieniamy rządu do grudnia 2011 r., do końca polskiej prezydencji, aby rząd który rozpoczął prezydencję, kontynuował ją".

Polska prezydencja rozpoczyna się w lipcu 2011; trwa pół roku. Wybory parlamentarne mają odbyć się w październiku 2011 r.

Tusk zapewnił, że nie chodzi mu o to, aby przedłużyć o kilka lat kadencję rządu. - Prezydent Lech Kaczyński dość szybko by się zorientował, gdybym to zaproponował - żartował.

Pytany po spotkaniu, czy możliwy jest wcześniejszy termin wyborów, np. na wiosnę 2011 r., Tusk powiedział: - Zastanawiamy się, co by było optymalne z punktu widzenia polskiej prezydencji.

Jak dodał - jako szef partii rządzącej - musi być wyjątkowo ostrożny w proponowaniu zmian terminu wyborów. - To wrażliwy temat. Będę chciał rozmawiać z liderami klubów parlamentarnych i prezydentem. Jest to sprawa w sposób tak oczywisty ogólnonarodowa, że nie będziemy robili z tego przedmiotu sporu.

Tusk do studentów: Pokazaliście, że młoda Polska dojrzewa

Na początku premier podziękował studentom za udział w wyborach. - Do dziś jestem poruszony tym niespodziewanym zdarzeniem, czyli tym nadzwyczajnym, jeśli chodzi o frekwencję, zaangażowaniem pokolenia 18- 25-latków w wybory - mówił Tusk. Przypomniał, że jego pokolenie "utyskiwało", że z kadencji na kadencję parlamentu spada frekwencja w wyborach. - Wasze pokolenie pokazało, że to wcale tak nie jest, że tak nie musi być - dodał.

Zdaniem Tuska, było "coś fascynującego" w "niezwykle nowoczesnej formule komunikowania się i mobilizacji na rzecz uczestnictwa w wyborach". Jak dodał, wcześniej taką mobilizację w komunikowaniu się "bez instytucji pośredniczących" młode pokolenie pokazało po śmierci Jana Pawła II.

- Pokazaliście naszym pokoleniom, że młoda Polska dojrzewa do demokracji, adekwatnie także do wzrostu cywilizacyjnego i technologicznego - powiedział premier.

"Ustawy trzeba uchylać, a nie uchwalać"

Pierwszą kwestią w debacie z jaką zmierzyć się musiał Tusk było pytanie o sposób rządu na walkę z biurokracją. Jego zdaniem walka z natłokiem przepisów wymaga "determinacji graniczącej z szaleństwem" i... dlatego powinien się tym zajmować właśnie Janusz Palikot. Tusk powiedział, że przepisów w Polsce jest za dużo i jest złą manierą polskich polityków mierzenie efektywności pracy parlamentu i rządu właśnie miarą ilości przygotowanych i przyjętych ustaw. - Chciałbym, żeby mój rząd i ten parlament przeszły do historii, jako te które więcej przepisów uchylił niż przyjął - mówił premier.

Studenci pytali o siebie

Wiele z pytań, które studenci zadali premierowi, dotyczyło kwestii sytuacji wyższego szkolnictwa i losu studentów w Polsce. Zapytany o to, jak powinien wyglądać system finansowania szkolnictwa wyższego premier powiedział, że jego rządowi zależy na wyrównaniu szans i zlikwidowaniu sytuacji w której biedniejsi studenci muszą płacić czesne uczelniom prywatnym, które na dodatek zazwyczaj mają niższy poziom nauczania od publicznych.

- Póki ja będę premierem nie będzie takiej decyzji "a, wrzućmy czesne - będzie więcej pieniędzy w budżecie - zapewnił studentów Donald Tusk. Odpowiedziały mu oklaski.

"Jak wytłumaczyć Niemcom, że Tusk to nie Kaczyński?"

Jedno z kolejnych pytań zadane zostało przez niemieckiego studenta, który doniósł, że nie wie jak przekonać swoich kolegów z Niemiec, że Tusk to nie Kaczyński. Poprosił więc premiera o wskazanie trzech różnic między nim, a jego poprzednikiem. Wyraźnie speszony Donald Tusk przestraszony tym, że "pytanie go pogrąży" odpowiedział, że... różnice widać, gdy wstanie i się wyprostuje. Potem wymienił jeszcze kolor włosów i poprosił o następne pytanie.

Sprawy międzynarodowe: Kosowo i tarcza

- Dlaczego złamał pan prawo międzynarodowe i wolę większości Polaków i uznał niepodległość Kosowa? Pytanie padło z ust Michała Tuska, który synem premiera bynajmniej nie jest. Premier w odpowiedzi po raz kolejny zapewnił, że Polska nie występuje przeciwko Serbii a on sam "jest zakochany w Jugosłowiańskiej kulturze". Uznał, że Polska musiała wpisać się w ciąg decyzji państw całego globu, a zadaniem Polski w tej sytuacji jest balansowanie między interesami światowych mocarstw.

Czy nie powinno być referendum w sprawie tarczy?

Zapytany przez studenta nauk politycznych o kwestię przeprowadzenia ewentualnego referendum, w którym Polacy wyraziliby swoje zdanie w sprawie planów postawienia w Polsce elementów systemu przeciwrakietowego, Donald Tusk odpowiedział, że decyzji militarnych "nie można podejmować za pomocą referendum". Przywołał kilka sytuacji z XX wieku, kiedy - jego zdaniem - referenda mogłyby negatywnie wpłynąć na bieg historii (Amerykańska interwencja w Europie podczas II wojny światowej, czy traktat monachijski i działanie premiera Chamberlaina). - Gdyby Amerykanie w 1941 roku byli zapytani o to, czy chcą wojsk w Europie to dziś moglibyśmy tu nie siedzieć - przekonywał Tusk. - Takie decyzje zostawiłbym do podjęcia specjalistom.

Eduardo da Silva wyszedł ze szpitala

PAP /17:06
Eduardo
Napastnik londyńskiego Arsenalu, piłkarz reprezentacji Chorwacji Eduardo da Silva, który podczas sobotniego meczu ligowego Premier League z Birmingham doznał ciężkiej kontuzji, został wypisany ze szpitala.
Eduardo da Silva w sobotnim meczu ligowym z Birmingham City doznał złamania nogi. Urodzony w Brazylii da Silva został brutalnie sfaulowany przez Martina Taylora już w trzeciej minucie meczu, za co obrońca gospodarzy otrzymał czerwoną kartkę.

W dzień po kontuzji da Silva przeszedł operację. Jak przewidują lekarze, na boisko będzie mógł wrócić najwcześniej za pół roku, a jego udział w mistrzostwach Europy jest wykluczony. Chorwacja będzie jednym z rywali reprezentacji Polski w grupie B Euro-2008. Przez najbliższe sześć tygodni piłkarz będzie miał nogę w gipsie.
24-letni Da Silva przyjechał do Chorwacji ponad sześć lat temu i zaczął występować w tamtejszych klubach. W drużynie narodowej debiutował 16 listopada 2005 roku, po występach w zespole młodzieżowym. Zdobył dziesięć bramek w eliminacjach Euro-2008. Do Arsenalu trafił z Dinama Zagrzeb przed obecnym sezonem.

Mirek Topolanek u Busha

President George W. Bush shakes hands with Prime Minister of the Czech Republic, Mirek Topolanek, during their meeting Wednesday, Feb. 27, 2008, in the Oval Office. White House photo by Joyce N. Boghosian

President George W. Bush shakes hands with Prime Minister of the Czech Republic, Mirek Topolanek, during their meeting Wednesday, Feb. 27, 2008, in the Oval Office. White House photo by Joyce N. Boghosian

President Bush Meets with Prime Minister Tusk of Poland

March 10, 2008
Oval Office

11:13 A.M. EDT

PRESIDENT BUSH: It's been my honor to welcome the Prime Minister of our very close ally and strategic partner, Poland. We'll both have opening statements, and then we'll take two questions a side.

I want to thank you for your candor, thank you for your friendship. The people of Poland stand as a great example of freedom and liberty. This is a nation with a proud history, a nation that has resisted tyranny and now lives as an example of a free society. And there are millions of Americans who are proud of their heritage, Mr. Prime Minister; they're proud to be called Polish Americans. And we welcome you.

I want to thank you for your nation's contributions to the liberation of people in Iraq and Afghanistan. Your troops have performed brilliantly and they'll be coming home based upon success. And I thank your government and I thank the people of Poland for the sacrifices. I also thank you to help the young democracy in Afghanistan survive and thrive and flourish. And some day, Mr. Prime Minister, people are going to say Afghanistan did exactly the same thing that happened in Poland -- people realized the blessings of liberty, and out of those blessings flow peace.

The Prime Minister and I had a long discussion about a lot of subjects. One in particular I want to talk about, and that is our mutual security. The United States recognizes the need for Polish -- the forces to be modernized. It's important for our allies to -- when they are worried about the modernization of their forces that friends respond, and we're responding. The first part of a response, of course, is to take inventory of needs. And Mr. Prime Minister, before my watch is over we will have assessed those needs and come up with a modernization plan that's concrete and tangible.

Along those lines we talked about the need for mutual security, and that the significant threat to the 21st century, or perhaps the most significant is the launch of a missile with dangerous materials in its warhead. Technologies are developing that will enable the free world to be able to defend itself from blackmail and/or strife from these such types of launches.

And we're in discussions with Poland about how we can help the mutual security of the region. I've assured the Prime Minister that any decisions made will reflect the sovereignty of Poland. I've assured the Prime Minister that this system is not aimed at Russia, and I will continue to work with President Putin to give him those assurances, as well. This system is designed for the threats of the 21st century.

And so I want to thank you very much for your candor and your friendship, and we're glad you're here.

PRIME MINISTER TUSK: (As translated.) I want to thank very much you, Mr. President, for your hospitality and genuine warmth. It doesn't really happen often that people of such a high position are so open and so friendly as you. From the very beginning, I was absolutely convinced that this meeting can bring us definitely closer to the wealth of good solutions.

I am also very glad, Mr. President, that both during our meeting and also here, you appreciate very much the contribution we are making with our troops in Iraq and in Afghanistan. For us Poles, it is really a very big effort, and we really are happy, that such an important ally appreciates it.

What really is most important from this meeting, Mr. President, that in the spirit of those talks and also in the agreement, which we have made during this conversation, we can draw the conclusion from that the United States can count on Poland whenever it needs, and Poland can count on the United States whenever Poland is in need. And this is our belief, the embodiment of the idea of solidarity, in the international dimension, and I want to thank you very much for this.

And what is really important for both parties, we came to a conclusion, both during the talks and also the cooperation which we would like to develop together, is that the missile defense system and the modernization of the Polish forces, as well as the reinforcement of the global security system, which also influences the Polish security system, that all these issues come in one package, and that this is really something which gives us very much good hope for the future. This is a very good (inaudible) for us, and once again I want to thank you for that.

PRESIDENT BUSH: Thank you, sir. Feller.

Q Mr. President --

PRESIDENT BUSH: Hold on one second, please.

Q When --

PRESIDENT BUSH: Ben. Excuse me, please. Ben.

Q Thank you, Mr. President. Secretary Rice was able to help get peace talks restarted in the Mideast during her trip, so what is it now that you want Vice President Cheney to get? What is your specific goal for him?

PRESIDENT BUSH: The Vice President will be on an extensive itinerary, as you know. His goal is to reassure people that the United States is committed to a vision of peace in the Middle East, that we expect relevant parties to obligate themselves -- uphold their obligations on the road map; that we fully see the threats facing the Middle East -- one such threat is Iran -- and that we will continue to bolster our security agreements and relationships with our friends and allies.

The Vice President will be taking a very hopeful message to the Middle East that progress in Iraq is necessary for peace in the Middle East. And so it's -- I'm looking forward to his trip and I'm really appreciative of the fact that he's going.

Do you want to call on somebody from the Polish media?

Q Mr. President, is there any breakthrough as far as the missile defense system is concerned?

PRESIDENT BUSH: Well, I think there's a commitment to a system that respects Polish sovereignty, will -- that will ensure that the people of Poland will not be subjected to any undue security risks, that the system is necessary to deal with the realities of the threats. Obviously there's a lot of work to do, because many times a strategy on paper is a little different from the details. And so our experts are working through a system to make sure that the people of Poland are comfortable with the idea. This is the kind of issue that all kinds of rumors and worries can grow out of -- and we just want to assure people that it's necessary, and at the same time there will be this modernization effort that takes place.

PRIME MINISTER TUSK: What is really very important is what we stressed in the conclusion of this meeting today, that we wanted to stop the speculations on intentions expressed by the United States and expressed by Poland. Our joint intention is to cooperate in all aspects of global security, American security, and Polish security. And an element of the security is the missile defense system.

What I would call a breakthrough is my conviction that though the President of the United States and the American party understand quite clearly our expectations. And if I may use this expression, I think that you have set the perspective of Poland on the principle of the cooperation here. And as you said, Mr. President, all the technicalities pertaining to the face of the negotiations and all those technical issues, they will be solved by experts.

PRESIDENT BUSH: Matt.

Q Yes, sir. Back on the Middle East, what do you think of Israel's plan to build 750 new homes in a settlement near Jerusalem? And what, if any, threat or complication, do you see to your administration's peace efforts?

PRESIDENT BUSH: We expect both parties to -- involved in the Middle Eastern peace process to adhere to their obligations in the road map. And those obligations are clear. And to this end, the Secretary of State is dispatching the general that we named to be the coordinator of road map activities to the Middle East, for him to conduct meetings with the relevant parties.

The key question is whether or not a vision can prevail that will enable people who reject violence and extremists -- enable them to see a better tomorrow. That's what we're working toward. And, you know, this is a part of the world where people have heard promises before, and they've been vague promises. Now, they've got a President and an administration willing to work for two states, two democracies, side by side in peace.

There are three major forces that are -- we're now witnessing in the Middle East. Two of those forces adhere to peace: Israel and the forces of President Abbas. And then there's one force in the Middle East, and some suspect that they're funded from outside governments and outside movements, all aiming to destabilize democracy; all aiming to prevent the vision where people can live side by side in peace; all wanting to destroy Israel.

And the fundamental question is, will there be enough will and determination to reject those forces of extremism, and to stand up and support those who long for peace? And our mission is exactly along those lines. And I'm optimistic that we'll be able to achieve a vision that shows a way forward, and I'm optimistic leaders will step forward and do the hard things necessary so people don't have to live in deprivation and fear. And so that's our focus, and that's our mission.

Q Mr. President, it's getting to be embarrassing for Polish politicians to talk about visas in the Oval Office, but it's even more embarrassing for my countrymen to apply for visas. And it would be really ironic if Poland would become a third missile defense site, and Polish citizens would still have to apply for visas. So can we expect that, before your watch is over, something will change, and maybe we'll convince the lawmakers on Capitol Hill to do something about this?

PRESIDENT BUSH: Well, thank you very much. First of all, the Prime Minister, of course, brought up the issue. And he was very firm about the need for a friend to treat a friend as a friend when it comes to visas.

Look, this is a tough issue. And we changed law. And now there are ways forward for the people applying for visas. A lot of it has to do with rejection rates. And as the Prime Minister noted, the rejection rates are changing quite dramatically, and so of course, this will be taken into account.

I fully understand the frustrations. And if I were living in Poland, I'd be -- and wanted to come to America, I'd be frustrated, too. And the truth of the matter is, we're going from one era to the next. We're going from a time when the -- during the Soviet era, where there was a different motivation by the people. And we're adjusting. And I fully understand the pace of adjustment doesn't meet expectations inside Poland.

And so I'm very sympathetic. But the law is changing. The paradigm is shifting. And I hope at some point in time, obviously, that the frustrations of our friends and allies are able to be eased with more moderate visa policy.

Thank you, sir. Thank you all.

END 11:30 A.M. EDT

wtorek, 26 lutego 2008

Tylko rażąco błędny wyrok uprawnia do odszkodowania

Marek Domagalski 26-02-2008, ostatnia aktualizacja 26-02-2008 07:45

Aby mówić o bezprawności wyroku i odszkodowaniu za szkody nim wywołane, musi on rażąco naruszać prawo. Samo wydanie błędnego orzeczenia nie wystarczy

Sąd po prostu ma prawo do błędu, po to są instancje odwoławcze, aby je naprawiły. O bezprawnym wyroku można mówić, gdy wystąpi któraś z przyczyn nieważności postępowania (np. gdy strona pozbawiona byłaby możliwości obrony swych praw bądź orzekał niewłaściwy sąd) albo jakaś inna poważna nieprawidłowość.

To wnioski z poniedziałkowego wyroku warszawskiego Sądu Okręgowego (III C 2355/04). Zapadał on w najgłośniejszym sporze tego rodzaju – z powództwa spółki CLiF SA i jego akcjonariuszy.

Pokłosie nieuzasadnionej upadłości

Centrum Leasingu i Finansów CLiF SA upadło w grudniu 2001 r., a było jedną z pierwszych i najbardziej znanych firm leasingowych. Postanowienie sądu rejonowego utrzymał sąd okręgowy, ale w maju 2003 r. Sąd Najwyższy uznał orzeczenie o upadłości za bezpodstawne. Spółka wciąż funkcjonuje, ale już nie odzyskała dawnej pozycji. Jest cieniem tamtej, firmą windykacyjną, w szczególności swych należności. To m.in. skutek ogłoszenia upadłości i postępowania upadłościowego. Nadzorował je sędzia komisarz Dariusz C., później ukarany dyscyplinarnie, także za tę upadłość (szerzej: “Po dyscyplinarce sędzia musi odpokutować”, “Rz” z 8 grudnia 2007 r.).

CLiF pozwał Skarb Państwa (sąd okręgowy) reprezentowany teraz przez Prokuratorię Generalną. Zażądał 98 mln zł odszkodowania za straty spowodowane upadłością. Prawie takiej samej kwoty zażądali główni akcjonariusze spółki (pozwy są rozpatrywane razem).

Jak wyliczyli szkodę? To różnica między ceną akcji w dniu upadłości (ok. 36 zł) a ceną z dnia uchylenia upadłości (ok. 3,8 zł). Według Wojciecha Dachowskiego, radcy Prokuratorii, takie wyliczenie jest niczym nieudokumentowane, by nie powiedzieć: wirtualne, gdyż cena akcji na giełdzie zmienia się z dnia na dzień, poza tym powodowie dwa razy liczą tę samą stratę: raz jako akcjonariusze, drugi raz jako spółka. – Jeżeli nie 200 mln zł, to podajcie jakąś propozycję ugodową – replikował pełnomocnik spółki adwokat Antoni Łepkowski.

Zły nie znaczy bezprawny

Jako podstawę prawną CLiF wskazał art. 77 konstytucji oraz art. 417 i 4171 kodeksu cywilnego, zgodnie z którymi Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej, w szczególności przez wydanie prawomocnego orzeczenia następnie uznanego za niezgodne z prawem. Wprawdzie od ogłoszenia upadłości zmieniał się stan prawny (przepisy te mają zasadniczo zastosowanie do zdarzeń zaistniałych po 1 września 2004 r.), jednak ramy odpowiedzialności są te same.

Choć sąd dyscyplinarny uznał sędziego C. za winnego, SO stwierdził wczoraj, że w niewielkim stopniu przyczynił się on do upadłości CLiF. A samego wydania błędnego wyroku (w dwóch instancjach) nie można kwalifikować jako bezprawności, tym bardziej skutkującej odszkodowaniem od państwa.

Rzadkie odszkodowania

Wyrok nie jest prawomocny (będzie apelacja), odpowiada też wyraźnej tendencji do odmawiania tego rodzaju odszkodowań. Jak powiedział “Rz” mec. Dariusz Wiliński, który reprezentował sąd w kilkudziesięciu podobnych sprawach, tylko kilka razy zasądzono odszkodowanie. Najczęściej procesy takie dotyczą nieprawidłowości w postępowaniu komorniczym, upadłościowym i przewlekłości postępowania.

Przeprosiny oraz 43 tys. zł dostała np. księgowa, której nazwisko umieszczono w rejestrze skazanych po jeszcze nieprawomocnym wyroku wskutek błędu urzędnika sądowego. Tymczasem Krajowy Rejestr Karny gromadzi dane o osobach prawomocnie skazanych.

Dariusz Baran, prezes Clif SA

To bardzo wadliwy wyrok. W krajach demokratycznych można krytykować wyroki sądowe i ja go krytykuję. Pomijając kwestie prawne, nie może być tak, że sąd ogłasza upadłość, która jest natychmiast wprowadzana w życie: spółka traci renomę, klientelę, pozycję rynkową, jej wartość spada. Gdy natomiast sąd wyższej instancji stwierdzi nieprawidłowości w działaniu sądu i niezasadność ogłoszenia upadłości, spółce odmawia się odszkodowania.

To nie tylko ja przecież, ale media, sąd dyscyplinarny oceniły bardzo negatywnie działania sędziego komisarza, że nie miały one w wielu punktach nic wspólnego z prawidłowym postępowaniem upadłościowym.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

m.domagalski@rp.pl

Polski rząd uznał Kosowo

jen, ksta, pap, reg, tvn24 26-02-2008, ostatnia aktualizacja 26-02-2008 21:01

Rada Ministrów uznała niepodległość Kosowa. Tę decyzję popierał premier i minister spraw zagranicznych. Prezydent i posłowie PiS zalecali powściągliwość.

Decyzja o uznaniu niepodległości Kosowa była bardzo trudna - powiedział premier.

Zaznaczył, że Polska "nie pchała się do pierwszego szeregu" w sprawie Kosowa, ale miała do wyboru: albo być po jednej stronie z Rosją i Chinami albo z USA i UE.

Radosław Sikorski powiedział, że niepodległość Kosowa "nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych".

- Kosowo nie jest precedensem, stąd nasza decyzja (o uznaniu niepodległości Kosowa) - powiedział szef polskiej dyplomacji po posiedzeniu rządu.

Polska - jak mówił Sikorski - ma nadzieję, że Kosowo "będzie realizowało te zapewnienia, które znalazły się w deklaracji niepodległości - o poszanowaniu mniejszości narodowych, społecznych, o świeckim charakterze państwa, demokratycznym charakterze państwa, ochronie zabytków kultury"

- Polska uważa, że niepodległość Kosowa jest przypadkiem sui generis, to znaczy takim, który nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych - podkreślił minister.

- Podchodzimy do tej dzisiejszej decyzji bez jakiegoś entuzjazmu. To, że Jugosławia rozpadła się w sposób, w jaki się rozpadła, to że błędy popełniły także państwa europejskie i UE w reakcji na to, co się działo na Bałkanach, nie ulega dla nas wątpliwości. Ale status quo było nie do utrzymania i nasza decyzja jest motywowana nie tylko tym, co się dzieje na Bałkanach, ale także naszymi relacjami zarówno z partnerami europejskimi jak i transatlantyckimi - mówił Sikorski.

Zaznaczył, że "większość tych państw, z którymi jesteśmy w tej samej rodzinie, podjęła tę decyzję". - My ją podjęliśmy z pewną wstrzemięźliwością, ale ona nie mogła być inna - dodał szef MSZ.

Pytany, jak zapatruje się na gospodarczą przyszłość Kosowa, i czy nie obawia się, że była serbska prowincja nie będzie w stanie funkcjonować bez zewnętrznego wsparcia finansowego, Sikorski odparł, że korzystanie ze wsparcia zewnętrznego nie może podważać możliwości istnienia danego państwa jako niepodległego bytu. Przypomniał, że z pomocy międzynarodowej korzysta m.in. Afganistan, czy kraje afrykańskie.

- Ale niepodległość oznacza też, że będziemy od kosowskich władz więcej wymagać, bo będą one miały większe pole manewru decyzyjnego, czyli będą mogły energiczniej działać na rzecz wypełnienia standardów, dzięki którym mogą w przyszłości znaleźć się w strukturach europejskich - podkreślił szef MSZ.

Rząd miał uznać niepodległość Kosowa już w ubiegłym tygodniu, ale wstrzymał się z decyzją - jak relacjonował premier - na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Nie ma decyzji o misji w Serbii

Szef MSZ poinformował też, że rząd nie podjął natomiast decyzji w sprawie wysłania politycznej misji do Serbii. O takiej "politycznej misji", która której celem ma być utrzymanie "perspektywy europejskiej" dla Belgradu mówił w poniedziałek premier Donald Tusk.

- Jeśli chodzi o misję polityczną, to jest dobry pomysł i sugestia pana wicepremiera Waldemara Pawlaka. Było to przedmiotem debaty Rady Ministrów, ale nie osiągnęliśmy ostatecznej decyzji. Jest gotowość do wysłania takiej misji - powiedział Sikorski.

Pytany, czy misji mógłby przewodniczyć Lech Wałęsa, odparł, że nie rozmawiał o tym z były prezydentem. Komplementował natomiast Wałęsę jako "naszą nietajną broń w trudnych sytuacjach, naszą markę międzynarodową, najbardziej znanego Polaka na świecie".

- Uważam, że wysłanie takiej misji jest słuszne. Chcemy zachęcić Serbię, aby spełniła wymogi Unii Europejskiej, aby nie traciła nadziei na swoją perspektywę europejską - dodał.

Źródło : ROL

Dwaj polscy żołnierze zginęli w Afganistanie

jg, IAR, PAP
2008-02-26, ostatnia aktualizacja 58 minut temu

Dwaj polscy żołnierze zginęli w Afganistanie, jeden jest ranny. Jak powiedział major Dariusz Kasperczyk z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych żołnierze wracali do bazy, gdy wjechali na minę pułapkę.

Zobacz powiekszenie
Fot. Damian Kramski / AG
15.08.2007, Afganistan, baza Sharana, uroczystości z okazji święta Wojska Polskiego
Zabici to st. kpr. Szymon Słowik i st. szer. Hubert Kowalewski. W wypadku lekko ranny został st. szer. Jacek D. - trafił do szpitala w miejscowości Orgun. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Do tragedii doszło o godz. 15.45 czasu polskiego, 3 km na południowy zachód od bazy Szarana w prowincji Paktika. Według komunikatu Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych polscy żołnierze wracali z akcji niesienia pomocy humanitarnej, gdy jeden z pojazdów typu HMMWV najechał na minę pułapkę.

St. kpr. Szymon Słowik służył w 16 Batalionie Powietrzno - Desantowym w Krakowie, a st. szer. Hubert Kowalewski w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie.

Rodziny poległych i rannego zostały poinformowane o zdarzeniu

Śmiertelne wypadki polskich żołnierzy

Pierwszym polskim żołnierzem, który zginął w Afganistanie, był ppor. Łukasz Kurowski. Został śmiertelnie ranny 14 sierpnia ub.r. gdy patrol ostrzelano - prawdopodobnie z granatnika, zmarł w drodze do szpitala.

W październiku ub.r. polski żołnierz w wyniku eksplozji miny pułapki doznał urazów podudzia i stopy. We wrześniu ub.r. dwaj Polacy zostali ranni, gdy w ich samochodzie eksplodował granat.

Na początku lipca rannych zostało czterech polskich żołnierzy ISAF, kiedy ich Humvee wjechał na minę. Najcięższych ran doznał żołnierz, który w wybuchu stracił przytomność i nie mógł wyskoczyć z płonącego samochodu.

Kilka razy żołnierze wychodzili bez szwanku, gdy ich opancerzone pojazdy były ostrzeliwane lub wjeżdżały na miny.

W Afganistanie stacjonuje obecnie ok. 1200 polskich żołnierzy służących w ramach misji ISAF. Zadania polskiego kontyngentu to zapewnienie bezpieczeństwa, szkolenie afgańskich żołnierzy i policjantów, ochrona projektów odbudowy. Polskie wojska stacjonują w Kabulu, Bagram, prowincjach Balch, Ghazni i Paktika oraz w Kandaharze. MON planuje zwiększenie kontyngentu o 400 żołnierzy i większe skupienie polskich sił.

Recenzja filmu Katyń - Klisze katyńskie

Eliza Szybowicz
10.10.2007
Najpierw oficerowie polscy pomordowani w Katyniu spojrzeli na mnie z wyrzutem z plakatu wiszącego na przystanku tramwajowym. Mieli twarze Jana Englerta, Andrzeja Chyry, Artura Żmijewskiego i Pawła Małaszyńskiego. Poczułam się nieswojo… Wkrótce zresztą okazało się, że trudno znaleźć kawałek przestrzeni publicznej, gdzie nie czeka owo ciężkie spojrzenie. (Dowcipu o lodówce nie będzie). Potem dostałam rachunek telefoniczny - to tylko pozornie nie ma związku z tą historią. W kopercie była ulotka reklamowa. Prezes największej polskiej firmy telekomunikacyjnej przekonywał mnie, że bardzo się cieszy z przywileju współprodukcji filmu, a Andrzej Wajda wyznawał, że jest firmie bardzo wdzięczny za współprodukcję.
Następnie w „Filmie” przeczytałam recenzję Bartosza Żurawieckiego, który pisał o narodowej nekrofilii, co utwierdziło mnie w postanowieniu, żeby tego nie oglądać. W radiu usłyszałam, że już w kinach „najbardziej oczekiwany film powojennej Polski”. Wydało mi się to dziwne, bo jednocześnie ogłoszono wyniki sondażu, że wiedza na ten temat jest w społeczeństwie raczej nikła. Społeczeństwo czekało, choć nie wiedziało, że czekało? Tu i ówdzie ktoś mówił, że na seansach popcorn idzie w odstawkę i zapada głucha cisza. Więc może jednak oczekiwany? Podmioty zbiorowe bywają nieodgadnione…
Po mediach szła fama, że dla Wajdy to sprawa osobista, że świetne sceny egzekucji nakręcone z wykorzystaniem najnowszej techniki, a uczestnicy jakiegoś forum byli zgodni, że Magdalena Cielecka wygląda fatalnie. Dowiedziałam się jeszcze, że szkoły na pewno pójdą, że film wpisuje się w edukacyjną akcję Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Katyń pamiętamy” i że został objęty honorowym patronatem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Na premierę w Teatrze Wielkim przybyły w komplecie władze państwowe i kościelne. Słowo daję, chociaż nie monitorowałam specjalnie mediów, mogłabym napisać o Katyniu, nie oglądając go.
W końcu jednak poszłam do kina. Dlaczego? Odstręczała mnie wybuchowa mieszanka komercji, politycznego konformizmu i zepsutej mowy romantycznej, której agresywnego oddziaływania nie sposób było uniknąć. Zmieniłam zdanie, kiedy w niedzielny poranek w pierwszym programie Polskiego Radia natknęłam się na pogadankę arcybiskupa Głódzia (eksbiskup polowy, obecnie przewodniczący Rady ds. Środków Społecznego Przekazu KEP-u), któremu się podobało! Zwłaszcza jako świadectwo wiary! Zwłaszcza scena, w której wśród rannych żołnierzy leży na ziemi figura ukrzyżowanego Chrystusa przykryta wojskowym płaszczem! Niemożliwe, pomyślałam, to jest niemożliwe. Ukrzyżowany Chrystus? Dlatego poszłam. W nadziei, że tam jednak nie ma ukrzyżowanego Chrystusa.
Jest. I niestety nie tylko on. Jest wielka scena kozielskiej Wigilii, czekanie na pierwszą gwiazdkę, śpiewanie kolędy. Jest obozowa spowiedź. Jest ostatnia modlitwa „Ojcze Nasz” rozpisana na głosy mordowanych. Jest różaniec wokół stygnącej w zasypywanym dole dłoni. Jest wieńcząca dzieło religijna muzyka Krzysztofa Pendereckiego. Andrzej Wajda mesjanistą co prawda nie został, ale doprawdy marna to pociecha. Ustawił za to swoich aktorów w aż nazbyt dobrze znanym kontredansie. Stoją więc posągowi mężczyźni, wzorowi oficerowie, prawdziwa elita, inteligencja, wcielenie honoru, sól polskiej ziemi. Na pierwszym planie reprezentuje ich najważniejszy narrator filmu, kronikarz ostatnich chwil - rotmistrz Andrzej grany przez Żmijewskiego. Oficerów widzimy w zbiorowych scenach obozowych, jak się nawzajem podtrzymują i dyscyplinują do godnej postawy wobec sowietów, jak dbają o formy, jak są razem i trwają w etosie. „Oficerowi samobójcy” przypadły 3 sekundy otępiałego siedzenia na pryczy.
Sceny te, same w sobie po prostu sztampowe, w nader niekorzystnym świetle ukazuje narzucające się porównanie z odpowiednimi sekwencjami z Eroiki Andrzeja Munka, który wiedział, że tematem filmowym jest zamknięta męska zbiorowość owładnięta zimną obsesją honoru, gorliwie pilnująca swoich wysublimowanych ról, a wszystko inne to pomnik, ewentualnie sentymentalna anegdota, nie film. Wizja Wajdy nie mogła, widać, być inna, na przykład niehomospołeczna, zatem Żmijewski odprawia Ostaszewską, odwołując się do kodeksu „oficera” i „żony oficera”. Bo naprzeciw posągowych mężczyzn stają ich niezłomne kobiety, damy w wiecznej żałobie, strażniczki pamięci i prawdy, żony, matki i siostry, w tym nawet jedna Antygona, która walcząc o grób dla brata zostaje żywcem pogrzebana w lochach UB.
Scenariusz nieudolnie pozoruje wielość postaw i złożoność problemu, więc pojawia się w nim porucznik grany przez Chyrę i dyrektorka stalinowskiej szkoły. Ona została wymyślona jako papierowa Ismena dla papierowej Antygony - druga, roztropna, siostra zabitego w Katyniu. Wypowiada kilka frazesów - że trzeba postępować rozsądnie, bo niepodległej Polski nigdy nie będzie i nie możemy wszyscy dać się pozabijać za prawdę. Nie może stanowić przeciwwagi dla spalającej się w świętej misji siostry.
Podobnie papierowym ludzikiem wśród szmacianych kukieł jest bohater Chyry (aktor jakimś cudem tchnął w postać nieco życia, ale był to wysiłek bezcelowy). To oficer ocalały z Kozielska, który spóźnił się do Andersa, toteż został kościuszkowskim majorem zmuszonym do kłamstwa katyńskiego i salutowania radzieckim okupantom. Jest nędznym zaprzańcem i moralnym bankrutem i sam to usłużnie poświadcza, strzelając sobie w łeb, ponieważ nie widzi możliwości ekspiacji.
A słynne sceny egzekucji? W ostatniej części filmu narracja prowadzona jest z punktu widzenia człowieka, który jest prowadzony na śmierć i rozstrzeliwany, który wysiada z więziennego samochodu, by zobaczyć krew i dół do połowy wypełniony zwłokami swoich poprzedników i w tej samej chwili pojąć, że za chwilę zginie. I ginie od strzału z bliska w potylicę. Nic dziwnego, że po projekcji panuje cisza. Każdy by zamilkł i odstawił popcorn.
„Trzeba mieć serce z kamienia, aby nie wzruszać się i nie płakać. A choćbyśmy mieli serce z kamienia, to i tak nie uda się nam najprawdopodobniej uniknąć daniny emocjonalnej, jakiej ten film od nas żąda”. Tak Umberto Eco pisał o emocjonalnej chemii towarzyszącej oglądaniu Love Story. Mechanizm pocieszycielski w historii Jenny i Olivera sprawia, że śmierć bohaterki nie jest ani tragiczna, ani absurdalna, lecz oswojona, pełna elegijnej rezygnacji. Śmierć na raka nie tylko nie wyklucza gratyfikacji, ale wręcz ją wspomaga, z nadwyżką zaspokaja nasze oczekiwania, gdyż pragniemy słodkich łez i zwycięstwa dobra. Od początku wiemy, że Jenny umrze, zostaliśmy uprzedzeni, oszczędzono nam szoku, łatwiej nam znieść dramatyczne zakończenie, spełnienie wstrząsającej obietnicy sprawia nam nawet przyjemność[1].
W Polsce mamy inne love stories, narodowe i nawet jeśli nie nekrofilskie, jak powiada Żurawiecki, to na pewno bardziej perwersyjne.
Mechanizm pocieszycielski w polskiej kulturze popularnej funkcjonuje nieco inaczej, chociaż do pewnego stopnia przypomina wyżej opisany. Oglądając Katyń też wiemy, jak to się wszystko skończy, i mamy czas na oswojenie tragedii, do której zresztą przyzwyczajano nas od dawna. Swojska trauma jest rzecz jasna kolektywna, nie intymna. Seans filmowy został więc pomyślany jako zbiorowy obrządek, nabożeństwo w narodowym kościele. Chodzi o to, żeby widzów zjednoczyło wzruszenie i powtórzenie kilku najprostszych haseł. Co podlega rytualnej recytacji? Że nasi bohaterowie są kryształowi i martwi, bez litości pomordowani, wrzuceni do masowej mogiły, zmiażdżeni spychaczem, starci stalowymi trybami wrogiego totalitaryzmu, ale przecież triumfujący. Że oderwano ich od rodzin i ojczyzny, a jednak więzi nie pękły. Że mieli zniknąć bez śladu, a tymczasem ich nieśmiertelny głos dobiega nas zza grobu, trafiają do naszych rąk relikwie po nich, pamiętamy. Poczucie absurdu ustępuje miejsca niejakiemu upodobaniu, satysfakcji z tego, że mamy o czym pamiętać…
Nie sądzę, żeby takich widzów, jakich projektuje sobie film, było w punkcie wyjścia wielu, ale jego twórcy posłużyli się środkami działającymi na tak elementarnym (podprogowym niemal) poziomie, a dominujący styl odbioru ustalił się w taki sposób, że w tej chwili widzów emocjonalnie niezaangażowanych prawie już nie ma. A na pewno nieobecni są w mediach. Oficjalnie nie wypada bowiem nie wyrażać swojego wzruszenia. Szantaż emocjonalny i moralny zawiązał dyskurs publiczny na supeł. Należy się wzruszyć i koniec dyskusji. Kto gdzieś z boku zgłosi jakieś ale, zaraz mu imputują zamach na świętość krwi pomordowanych. Film wraz z kampanią reklamową, a także, a może przede wszystkim, udzieloną mu polityczną protekcją, szybko wychował sobie publiczność.
Trudno ocenić, jak długo utrzyma jej uwagę (popcorn trzeba w końcu dojeść), ale z dużym prawdopodobieństwem przechwyci ją jakiś element polityki historycznej PiS opartej, jak Katyń Wajdy, na prostym utożsamieniu się z wybranym awatarem z czasów (najczęściej osobliwie pojmowanej) chwały oręża polskiego. A to z powstańcem warszawskim, a to z obrońcą Westerplatte, a to - coming soon - z Sobieskim pod Wiedniem.
Utożsamienie jest tym łatwiejsze, że proponowane w pakiecie rozmaitych masowych atrakcji. W Katyniu poza nowoczesną techniką wykorzystaną w scenach egzekucji mamy popularnych aktorów. Nie bez znaczenia jest przecież, że na przykład głos zza grobu jest głosem Artura Żmijewskiego z offu. Wśród bonusów nie zabrakło ckliwych fabuł rodzinnych, boć przecież śmierć kochającego ojca dzieciom, męża żonie, syna rodzicom, brata siostrom jest bardziej wzruszająca niż kogoś innego. Dlatego innych tu brak. Zamiast nich - trochę gadżetów, rewia mody retro i stylizowane dekoracje wnętrz, żeby się dodatkowo pozalecać widzowi stylem życia przedwojennej elity inteligenckiej.
Twórcy filmu ograniczyli się do kontemplacji ran, celebracji narodowego wzruszenia katyńską zbrodnią z domieszką potępienia dla hańby domowej polskiego stalinizmu. Zrezygnowali z wszelkich pozaemocjonalnych poziomów opowieści. Wzmocnili czy nawet wytworzyli symboliczne napięcie wokół tego epizodu polskiej historii.
Teraz, mocno poniewczasie, protestują przeciwko upolitycznieniu sprawy Katynia, jakby dotąd nie zdawali sobie sprawy, że poza kłamstwem katyńskim są jeszcze klisze katyńskie, z których składa się ich obraz, a klisze katyńskie od dawna wykorzystują politycy. I krytyk kultury niewiele ma tu właściwie do roboty. Może się najwyżej oddawać luźnym skojarzeniom i budować karkołomne porównania. Współscenarzysta Katynia, Władysław Pasikowski, jest przecież znany głównie jako człowiek, który stworzył Franza Maurera - profanującego po pijaku Balladę o Janku Wiśniewskim cynicznego ubeka, którego w pierwszej połowie lat 90. uwielbiały i cytowały rzesze widzów. Nadal przecież uwielbiają i cytują rzesze? Może nawet częściowo te same rzesze, które wzruszają się obecnie losem więźniów Kozielska? Jak, jeśli Franz Maurer był „polskim dinozaurem ról płciowych” [2], nazwać rotmistrza Andrzeja? I jak moralność „psa” i moralność „polskiego oficera” mieszczą się w polskiej masowej wyobraźni? Obaj ci bohaterowie w niej współistnieją? Uzupełniają się? Następują po sobie? Wreszcie - pytanie najważniejsze - czy zajmują całą przestrzeń, czy znajdzie się jej odrobinę dla kogoś innego?

1. U. Eco, Superman w literaturze masowej. Powieść popularna: między retoryką a ideologią, przeł. J. Ugniewska. Warszawa 1996.
2. B. Umińska, Barykady. Kroniki obsesyjne, Kraków 2006.

Na podobny temat