- Ktoś w Polsce rozdmuchuje antyrosyjskie nastroje, aby zyskać poparcie społeczne dla tarczy antyrakietowej. Naszą odpowiedzią na jej budowę może być skierowanie rosyjskich rakiet na Polskę i Czechy - ostrzegł wczoraj prezydent Rosji
ZOBACZ TAKŻE
- Mały wielki sukces Tuska (15-02-08, 01:00)
- Rosjanie: Nie będzie nowej zimnej wojny (11-02-08, 01:00)
- Tajemnica tarczy (09-02-08, 01:00)
- Lekka odwilż z Rosją (09-02-08, 01:00)
- Przez Kijów do Moskwy (08-02-08, 18:01)
- Rosjanie nie spodziewają się cudów po wizycie Donalda Tuska w Moskwie (08-02-08, 01:00)
- Co premier Tusk załatwi w Moskwie (08-02-08, 01:00)
- Do Putina bez kompleksów (08-02-08, 01:00)
- Rosja i Świat (06-02-08, 16:41)
- Rosjanie znowu ostrzegają Polskę przed tarczą antyrakietową (04-02-08, 01:00)
- Zaatakowaliśmy Stalina? (04-02-08, 00:00)
- Polska polityka wschodnia, czyli koza na własne życzenie (08-01-08, 18:42)
Amerykańska tarcza antyrakietowa była jednym z najgorętszych tematów dorocznej konferencji prasowej prezydenta Rosji, który wczoraj pobił swój rekord - przez cztery godziny i 40 minut odpowiedział na kilkadziesiąt pytań osiemdziesięciu spośród ponad 1,3 tys. dziennikarzy zaproszonych na Kreml.
Pytany o niedawną wizytę premiera Donalda Tuska w Moskwie Putin mówił wprawdzie o nadziei na poprawę rosyjsko-polskich stosunków, ale po chwili ruszył do ostrej polemiki. - Doprawdy nie rozumiem, czym gazociąg budowany na dnie Bałtyku mógł obrazić Polaków. Byłem szczerze zaskoczony ich reakcją. Przecież nie zachowujemy się agresywnie - przekonywał.
Z zatroskaną miną po raz kolejny w ciągu ostatniego roku uprzedzał Polaków i Czechów, że rosyjska armia może w przyszłości skierować swe rakiety na bazy tarczy antyrakietowej w tych krajach. - Będziemy do tego zmuszeni. Mówię to teraz jasno i szczerze, żeby później nie było zaskoczenia - mówił.
Powtórzył też podobne groźby wobec Ukrainy, jeśli ta po wstąpieniu do NATO rozmieści amerykańskie instalacje na swym terytorium. W środę prezydent Wiktor Juszczenko zapowiedział już, że Ukraina może przyjąć ustawę zakazują budowy w tym kraju instalacji Sojuszu.
Czarnym bohaterem dorocznego kremlowskiego spektaklu tradycyjnie już były Stany Zjednoczone, co zapewne jeszcze bardziej umocniło popularność prezydenta wśród Rosjan szykujących się do wyboru jego następcy. Choć Putin nie powiedział tego wprost, to jasno sugerował, że to Waszyngton straszy Polaków zagrożeniem ze strony Rosji, manipuluje światowymi mediami oskarżającymi Kreml o autorytaryzm i brutalnie rozgrywa swe interesy m.in. w sprawie Kosowa.
- Słyszymy "demokracja i demokracja" - mówił Putin. - A czy ktoś pytał Czechów, czy chcą tarczy? Z tego, co wiem większość jest przeciw. Czy ktoś pytał Ukraińców, czy chcą do NATO? Też większość jest przeciw, a władze w Kijowie i tak podpisały już odpowiednie papierki - drwił Putin.
Inspirowane przez USA dążenia krajów Unii Europejskiej do zmniejszenia zależności od rosyjskich dostaw gazu nazwał zaś "niewłaściwymi, głupimi i nieprofesjonalnymi".
Rosyjski prezydent ostro zaatakował też biuro obserwatorów wyborczych OBWE, które zrezygnowało z obserwacji marcowych wyborów prezydenckich zniechęcone kłodami rzucanymi mu pod nogi przez Kreml. - Nie pozwolimy się nikomu pouczać! Jeśli już muszą, to niech sobie pouczą własną żonę kapuśniak gotować - stare rosyjskie powiedzenie zacytowane przez Putina wywołało burzliwe oklaski rosyjskich dziennikarzy.
Największe zainteresowanie Rosjan wywołały pytania związane z przyszłą współpracą tandemu Dmitrij Miedwiediew - Władimir Putin. - Jest między nami dobra chemia. Po prostu mu ufam - mówił o pewnym zwycięzcy marcowych wyborów Putin, który potwierdził, że po zakończeniu swej kadencji zamierza zostać premierem.
Wielu rosyjskich politologów podejrzewa, że Miedwiediew będzie zaledwie jego marionetką, a Putin pozostanie prawdziwym przywódcą kraju. Jego wczorajsze wypowiedzi nie rozjaśniły zaś zagadki przyszłego realnego podziału kompetencji. Choć Putin przyznał, że w swym rządowym gabinecie nie powiesi portretu prezydenta Miedwiediewa, to jednocześnie zapewniał, że nie zmierza do ograniczenia prezydenckich uprawnień.
- Nie jestem uzależniony od władzy. Nigdy nie miałem pokus, żeby zmienić konstytucję i zostać na trzecią kadencję - mówił.
Konferencja prasowa Putina jest co roku wielkim świętem dla setek dziennikarzy pielgrzymujących z dalekiej prowincji na Kreml. Wyprawa do Moskwy to często nagroda za zasługi dla lokalnych redakcji, ale też obowiązek dobicia się do głosu i opowiedzenia prezydentowi o lokalnych problemach - o opóźnieniach w budowie kanalizacji, szkół lub o niezaradnych urzędnikach.
Odświętnie ubrani dziennikarze usiłują przyciągnąć uwagę Putina krzykami, wielkimi planszami z nazwami swych miast lub - jak wczoraj zrobiła redaktorka niewielkiego radia Szanson - przekazują na jego stół walentynki w kształcie serduszka. - Władimirze Władimirowiczu, czy nie jesteście zmęczeni? Co zrobicie w dzień po oddaniu władzy Miedwiediewowi? - pytała wczoraj zatroskana wysłanniczka gazety z Jakucji.
- Te konferencje to relikt czasów carskich i komunistycznych - tłumaczy socjolog Aleksiej Lewinson. - Rosjanie nie wierzą w zwykłe procedury rozwiązywania problemów, ratunek widzą tylko w dotarciu do cara, genseka lub prezydenta. On ma zaradzić niezdarności lokalnej administracji, pocieszyć, zapewnić o pańskiej trosce. Stąd popularność jego konferencji prasowych oraz maratonów telewizyjnych, w których godzinami odpowiada na telefony widzów - mówi Lewinson.
Pytany o niedawną wizytę premiera Donalda Tuska w Moskwie Putin mówił wprawdzie o nadziei na poprawę rosyjsko-polskich stosunków, ale po chwili ruszył do ostrej polemiki. - Doprawdy nie rozumiem, czym gazociąg budowany na dnie Bałtyku mógł obrazić Polaków. Byłem szczerze zaskoczony ich reakcją. Przecież nie zachowujemy się agresywnie - przekonywał.
Z zatroskaną miną po raz kolejny w ciągu ostatniego roku uprzedzał Polaków i Czechów, że rosyjska armia może w przyszłości skierować swe rakiety na bazy tarczy antyrakietowej w tych krajach. - Będziemy do tego zmuszeni. Mówię to teraz jasno i szczerze, żeby później nie było zaskoczenia - mówił.
Powtórzył też podobne groźby wobec Ukrainy, jeśli ta po wstąpieniu do NATO rozmieści amerykańskie instalacje na swym terytorium. W środę prezydent Wiktor Juszczenko zapowiedział już, że Ukraina może przyjąć ustawę zakazują budowy w tym kraju instalacji Sojuszu.
Czarnym bohaterem dorocznego kremlowskiego spektaklu tradycyjnie już były Stany Zjednoczone, co zapewne jeszcze bardziej umocniło popularność prezydenta wśród Rosjan szykujących się do wyboru jego następcy. Choć Putin nie powiedział tego wprost, to jasno sugerował, że to Waszyngton straszy Polaków zagrożeniem ze strony Rosji, manipuluje światowymi mediami oskarżającymi Kreml o autorytaryzm i brutalnie rozgrywa swe interesy m.in. w sprawie Kosowa.
- Słyszymy "demokracja i demokracja" - mówił Putin. - A czy ktoś pytał Czechów, czy chcą tarczy? Z tego, co wiem większość jest przeciw. Czy ktoś pytał Ukraińców, czy chcą do NATO? Też większość jest przeciw, a władze w Kijowie i tak podpisały już odpowiednie papierki - drwił Putin.
Inspirowane przez USA dążenia krajów Unii Europejskiej do zmniejszenia zależności od rosyjskich dostaw gazu nazwał zaś "niewłaściwymi, głupimi i nieprofesjonalnymi".
Rosyjski prezydent ostro zaatakował też biuro obserwatorów wyborczych OBWE, które zrezygnowało z obserwacji marcowych wyborów prezydenckich zniechęcone kłodami rzucanymi mu pod nogi przez Kreml. - Nie pozwolimy się nikomu pouczać! Jeśli już muszą, to niech sobie pouczą własną żonę kapuśniak gotować - stare rosyjskie powiedzenie zacytowane przez Putina wywołało burzliwe oklaski rosyjskich dziennikarzy.
Największe zainteresowanie Rosjan wywołały pytania związane z przyszłą współpracą tandemu Dmitrij Miedwiediew - Władimir Putin. - Jest między nami dobra chemia. Po prostu mu ufam - mówił o pewnym zwycięzcy marcowych wyborów Putin, który potwierdził, że po zakończeniu swej kadencji zamierza zostać premierem.
Wielu rosyjskich politologów podejrzewa, że Miedwiediew będzie zaledwie jego marionetką, a Putin pozostanie prawdziwym przywódcą kraju. Jego wczorajsze wypowiedzi nie rozjaśniły zaś zagadki przyszłego realnego podziału kompetencji. Choć Putin przyznał, że w swym rządowym gabinecie nie powiesi portretu prezydenta Miedwiediewa, to jednocześnie zapewniał, że nie zmierza do ograniczenia prezydenckich uprawnień.
- Nie jestem uzależniony od władzy. Nigdy nie miałem pokus, żeby zmienić konstytucję i zostać na trzecią kadencję - mówił.
Konferencja prasowa Putina jest co roku wielkim świętem dla setek dziennikarzy pielgrzymujących z dalekiej prowincji na Kreml. Wyprawa do Moskwy to często nagroda za zasługi dla lokalnych redakcji, ale też obowiązek dobicia się do głosu i opowiedzenia prezydentowi o lokalnych problemach - o opóźnieniach w budowie kanalizacji, szkół lub o niezaradnych urzędnikach.
Odświętnie ubrani dziennikarze usiłują przyciągnąć uwagę Putina krzykami, wielkimi planszami z nazwami swych miast lub - jak wczoraj zrobiła redaktorka niewielkiego radia Szanson - przekazują na jego stół walentynki w kształcie serduszka. - Władimirze Władimirowiczu, czy nie jesteście zmęczeni? Co zrobicie w dzień po oddaniu władzy Miedwiediewowi? - pytała wczoraj zatroskana wysłanniczka gazety z Jakucji.
- Te konferencje to relikt czasów carskich i komunistycznych - tłumaczy socjolog Aleksiej Lewinson. - Rosjanie nie wierzą w zwykłe procedury rozwiązywania problemów, ratunek widzą tylko w dotarciu do cara, genseka lub prezydenta. On ma zaradzić niezdarności lokalnej administracji, pocieszyć, zapewnić o pańskiej trosce. Stąd popularność jego konferencji prasowych oraz maratonów telewizyjnych, w których godzinami odpowiada na telefony widzów - mówi Lewinson.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz