niedziela, 2 marca 2008

Miedwiediew, nowy Putin

Tomasz Bielecki, Moskwa
2008-03-01, ostatnia aktualizacja 2008-02-29 19:26

Sztab Dmitrija Miedwiediewa obawia się zbyt dobrego wyniku w niedzielnych wyborach prezydenckich. - Powyżej 80 proc. to byłby kłopot. Zaczęlibyśmy przypominać Turkmenistan albo Kazachstan - tłumaczą ludzie od Miedwiediewa

Zobacz powiekszenie
Fot. POOL REUTERS
Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew
Sztab Dmitrija Miedwiediewa obawia się zbyt dobrego wyniku w niedzielnych wyborach prezydenckich. - Powyżej 80 proc. to byłby kłopot. Zaczęlibyśmy przypominać Turkmenistan albo Kazachstan - tłumaczą ludzie od Miedwiediewa

Zwycięstwo Miedwiediewa jest pewne od grudnia, gdy prezydent Władimir Putin wyznaczył go na swego następcę. Obecny pierwszy wicepremier dostaje w sondażach przedwyborczych ok. 70 proc. głosów. Zdaniem rosyjskich mediów wielu gubernatorów otrzymało z Kremla zadanie, aby w niedzielę zebrać dla niego najwyżej ok. 65 -70 proc. głosów.

"Zadania wyborcze" zlecane lokalnym władzom nie są w Rosji niczym nowym. Gubernatorzy na poziomie regionów zazwyczaj samodzielnie decydują, czy wypracować stosowny wynik wyłącznie za pomocą propagandy w telewizji i prasie, czy też mogą pozwolić sobie na sfałszowanie wyników w dniu głosowania. Takie manipulacje nazywane są resursem administracyjnym.

Najbardziej zagorzałymi fałszerzami są władze republik Kaukazu Północnego, m.in. Czeczenii, Inguszetii i Dagestanu. Wedle oficjalnych danych w grudniowych wyborach do Dumy głosowało od 96 do 99 proc. wyborców i takie też było poparcie dla Jednej Rosji. Na czele jej listy wyborczej stanął Putin, który potem złożył mandat deputowanego.

Teraz Kreml najwyraźniej dąży do zaniżenia poziomu fałszerstw. Dlatego szef Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow nakazał zamontowanie kamer w wylosowanych lokalach wyborczych w regionach, gdzie podczas wyborów do Dumy zanotowano podejrzanie wysoką frekwencję oraz stopień poparcia dla Jednej Rosji. - Musimy zebrać dodatkowe dowody na nadzwyczajnie wysoką frekwencję - tłumaczył Czurow.

Imitacja demokracji

Nie tylko dlatego niedzielne głosowanie trudno nazwać wyborami czy też nawet ich imitacją. To raczej referendum, w którym Rosjanie zatwierdzą Miedwiediewa forsowanego przez państwowe media, władze oraz administrację lokalną z pogwałceniem wszelkich zasad uczciwej kampanii wyborczej.

- Autorytaryzm na jeden dzień przebiera się w demokrację. Będą wszystkie dekoracje - komisja wyborcza, wstępne wyniki, telewizyjne relacje z lokali na prowincji. Sęk w tym, że nie będzie prawdziwej opozycji - mówi Grigorij Jawliński, szef demokratycznej partii Jabłoko.

Przytłaczające poparcie Rosjan dla Putina i Miedwiediewa nie opiera się jednak na masowym entuzjazmie czy kulcie jednostki. To raczej wynik politycznej apatii, zmęczenia burzliwymi przemianami z lat 90. oraz umiarkowanego zadowolenia z poprawy warunków życia w ostatnich latach.

Większość głosujących Rosjan wie o manipulacjach wyborczych, fałszowaniu frekwencji na Kaukazie, nierównych szansach kandydatów i monopolu Kremla w największych mediach. A jednak idą do urn. - Cenią sobie raczej wolność od wyboru niż swobodę wyboru. Mówią politykom: wy się dogadajcie, a my wam to zatwierdzimy - tłumaczy politolog Borys Dubin.

Czego oczekują od nowego prezydenta? - Byle nie było gorzej. Za zmiany na razie dziękujemy - mówią. Tylko najmłodsi i dobrze wykształceni liczą trochę na polityczną odwilż i cieszą się z Miedwiediewa, który uchodzi za bardziej prozachodniego niż Putin.

Lojalny jak Putin?

Prowadzone od lat potajemne rozgrywki za murami Kremla sprawiły jednak, że nikt nie jest pewny, kogo naprawdę w niedzielę wybierają Rosjanie.

Nikt, może poza samym Putinem i Miedwiediewem, nie wie bowiem, w jakim stopniu i jak długo nowa głowa państwa będzie zaledwie marionetką obecnego prezydenta, który zamierza przesiąść się na fotel premiera po zakończeniu swej kadencji. - Przygotujmy się na niespodzianki - ostrzega Nikołaj Pietrow z Moskiewskiego Centrum Carnegie.

Putina też wyniesiono na Kreml w 2000 r. w charakterze wiernego kontynuatora polityki Borysa Jelcyna i posłusznego narzędzia ówczesnych oligarchów. Tymczasem już w pierwszym roku urzędowania zdołał się usamodzielnić, wkrótce zarządził odwrót od budowy demokracji, a swych najgroźniejszych przeciwników politycznych przegnał z Rosji lub powsadzał do łagrów.

Nie wiadomo, czy Putin wierzy, że Miedwiediew jest bardziej lojalny niż on sam przed ośmiu laty. Nie wiadomo, czy jest aż tak bardzo pewny swej siły i liczy, że w razie potrzeby odsunie następcę od władzy. Jego krytykom trudno też uwierzyć, że Putin jest na tyle oddany idei modernizacji Rosji, by dobrowolnie podporządkować się konstytucji i w przyszłości nie uszczuplać uprawnień prezydenta Miedwiediewa. Nie ma też jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Putin nie zmienił prawa i nie został na trzecią kadencję, choć za takim rozwiązaniem opowiadała się większość Rosjan. Czy na tyle przejmuje się krytyką Zachodu? Czy to wynik sprzeciwu kremlowskich liberałów? Czy też uwierzył we własne oszustwa i naprawdę ma się za demokratę?

Wiadomo natomiast, czego Rosjanie chcą od nowego prezydenta. - Po pierwsze, zaleczenia poczucia narodowego niedowartościowania i zwrócenia Rosji statusu mocarstwa. Po drugie, zaprowadzenia porządku i silnego prawa. Po trzecie, przywrócenia ojcowskich funkcji państwa: gwaranta pewnej pracy, płacy i mieszkania. Te priorytety nie zmieniają się od co najmniej dekady - wylicza socjolog Oleg Sawieliew.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: