czwartek, 24 stycznia 2008

10 największych porażek polskiego sportu

spiro&kostrzu
2008-01-22, ostatnia aktualizacja 2008-01-22 11:29

Pomyślicie: "Masochiści! Wspaniały weekend polskiego sportu, a oni kroją cebulę". Prawda jest taka, że kiedy Polak staje przed szansą dokonania czegoś wspaniałego, to nam przypominają się sytuacje, kiedy miał zrobić coś wspaniałego, a nie udawało mu się to. Dlatego wbrew koniunkturze, przedstawiamy subiektywny ranking dziesięciu największych rozczarowań w nowożytnej historii polskiego sportu.

Nowożytną historią nazywamy czasy "po Barcelonie", bo nasza pamięć nie sięga dalej, a nie chcemy silić się na eksplorowanie wikipedii, nie będziemy też pytać o zdanie starszych kolegów. Nasze kibicowskie serca łamane były w ciągu ostatnich 15 lat więcej niż 10 razy, ale te dziesięć nauczyło nas dystansu do tego, co w sporcie najważniejsze - piłka jest jedna, a drużyny są dwie. Nie zawsze wygrywają biało-czerwoni.

10. Skok Roberta Matei w konkursie w Zakopanem 17 stycznia 1999 roku. To była wielka szansa, by konkurs na Wielkiej Krokwii wygrał Polak, po 18 latach przerwy. Mateja prowadził po pierwszej serii i wszystko wskazywało na to, że właśnie rodzi się nam sportowy heros (byłaby matejomania?). Wygrał... (a kto inny?) Janne Ahonen. Po skoku Roberta w drugiej serii pierwszy raz usłyszeliśmy o lądowaniu na buli.

9. Polscy siatkarze na Olimpiadzie w Atenach. Zaczęli rewelacyjnie, rozbili swoich, teoretycznie największych rywali grupowych, Serbów, by ostatecznie wyjść z grupy na 4 miejscu, trafić na Brazylię i dostać niewiarygodne lanie. Najgorsze jednak było wtedy to, że ze swojego miejsca 5-8 bardzo się cieszyli. (Dwa i pół roku później cieszyli się już z wicemistrzostwa świata). A miewali takie momenty:



8. Simon Amman na Igrzyskach w Salt Lake City 2002. Złote medale Szwajcara, które mu się nie należały. Już ponad rok wcześniej podarowaliśmy je pewnemu sympatycznemu wąsaczowi z Wisły, ten wąsacz do tej pory marzy tylko o tamtych medalach - jedynym wielkim trofeum, którego mu brakuje w kolekcji.

7. Andrzej Gołota po 1996 roku. Czyli wielki upadek wielkiego boksera. Wszystko zaczęło się od ciosów poniżej pasa w walkach z Riddickiem Bowe. Później było jeszcze kilka spektakularnych porażek. Andrew ma jeszcze szanse na rehabilitację, czego mu gorąco życzymy.

6. Mecz Polska-Serbia w Final Four Ligi Światowej Siatkarzy w 2005 roku. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Nasza reprezentacja miała szanse na pierwszy w historii finał Ligi Światowej. Rozgrywki grupowe nasi wygrali, dzięki czemu znaleźli się w półfinale imprezy. Tam spotkali się z Serbami. Po pierwszych setach było 2:0 dla nas. W trzecim secie wygrywaliśmy już 22:18. Później już było tylko beznadziejnie. Przegraliśmy ten mecz 2:3.

5. Charles Austin na Igrzyskach w Atlancie 1996. Mimo, że ta Olimpiada była wspaniała dla polskiego sportu, wszyscy najbardziej życzyli złotego medalu Arturowi Partyce. Było bardzo blisko, niestety pokonał go o 2 centymetry Amerykanin i nasz skoczek musiał się pogodzić z drugim miejscem. My też musieliśmy się z tym pogodzić.

4. Robert Krawczyk na Igrzyskach w Atenach 2004. Ta Olimpiada to była wielka klapa w wykonaniu naszych reprezentantów. Brakowało nam medali, tęskniliśmy za Atlantą, tęskniliśmy za Sydney. Judoka Robert Krawczyk był wielką nadzieją na jakikolwiek medal. Wygrywał swoją półfinałową walkę od początku, by trzy sekundy przed końcem przegrać awans do finału i pewny medal. Nasz zawodnik skończył zawody na 5 miejscu.

3. Mecz Polska-Korea na Mundialu w Korei i Japonii. Cała Polska patrzyła. Jeden z nas przez ten mecz zawalił rok studiów (nie poszedł na zaliczenie, by móc zobaczyć, jak Biało-Czerwoni robią miazgę z Azjatów) - pamiętacie, jak się skończyło, prawda?

2. Mecz Polska-Ekwador na Mundialu w Niemczech. Cała Polska patrzyła. Polacy nie wyciągnęli wniosków z porażki otwarcia sprzed 4 lat. Jeden z nas prawie przez ten mecz stracił pracę (oglądał ten mecz wspólnie z pracodawcą, który postawił u buka dużą sumę na 2:0 dla Ekwadoru i po końcowym gwizdku skakał z radości).

1. Wisła Kraków - Panathinaikos Ateny w eliminacjach Ligi Mistrzów (2005). Od czasów Legii i Widzewa była to największa szansa polskiego klubu na awans do grupowych rozgrywek Champions League. Wisła wygrała u siebie 3:1, a na wyjeździe przez godzinę grała świetnie. Pod koniec meczu Sobolewski dostał czerwoną kartkę, Grecy zdobyli gola na 3:1, a w dogrywce osłabioną Wisłę dobili.

Komu kwiat a komu korzeń?

Korzeń wędruje do człowieka, który miał rządzić, przejąć wąsy od Małysza, a spadł na bulę życia. Permanentnie zawodzi, mimo że zapowiadał się na wielkiego sportowca. Mateuszu Rutkowski, o Tobie mowa.

Kwiat wędruje do Korzenia, czyli do Roberta Korzeniowskiego. Podniósł się i wznosił do samego sportowego nieba, po tym, jak na Olimpiadzie w Barcelonie sędziowie pozbawili go medalu, godności i numeru startowego. Ważne, że na koniec, w Atenach, wszyscy na jego punkcie zgłupieli.



*********************

Teksty "Czarne kwiaty, białe korzenie" spółki spiro&kostrzu w soboty w serwisie (dziś wyjątkowo we wtorek), a więcej w tym klimacie na sokratesljoekelsoey.blox.pl

Brak komentarzy: