czwartek, 3 kwietnia 2008

Ukraina i Gruzja potrzebują naszego wsparcia

Rozmawiała w Brukseli Dominika Pszczółkowska
2008-04-02, ostatnia aktualizacja 2008-04-01 17:08

Jeśli na szczycie NATO nie wyślemy Ukrainie i Gruzji wystarczająco mocnego przesłania, to Moskwa uzna, że może silniej naciskać na sąsiadów - mówi Ron Asmus*

Zobacz powiekszenie
Dominika Pszczółkowska: Tuż przed szczytem NATO nadal nie wiadomo, czy Ukraina i Gruzja wejdą do planu na rzecz członkostwa (MAP). Czy jest jeszcze szansa, że NATO powie „tak”?

Ronald Asmus*: Gdybym miał stawiać pieniądze w Las Vegas, obstawiałbym, że do MAP-u nie wejdą. NATO jest w tej sprawie podzielone.

Szykuje się nerwowy szczyt.

- Ten szczyt będzie dla Sojuszu punktem zwrotnym. Chodzi nie tylko o MAP, lecz o to, czy Sojuszowi uda się dokonać strategicznej zmiany w sposobie myślenia i nakreślić nową wizję organizacji.

To także pytanie o granice Europy. Jedni chcą włączyć do tej wizji Ukrainę i Gruzję, inni opowiadają się jedynie za dokończeniem ostatniej rundy rozszerzania NATO i UE o zachodnie Bałkany. Pytanie brzmi: czy Bukareszt będzie ostatnim szczytem lat 90., czy pierwszym, podczas którego nakreślimy nową wizję? Możemy być ambitni, śmiali, myśleć wielkimi kategoriami lub być minimalistyczni.

To także pytanie o zasady: czy nadal wierzymy, że każdy ma prawo swobodnie wybierać sobie sojuszników? Czy może godzimy się na rosyjską teorię stref wpływów?

Czy jeśli NATO nie przyzna Ukrainie i Gruzji MAP-u, to wyśle sygnał, że godzi się na rosyjskie warunki?

- Nie sądzę, by był to dowód, że Zachód poszedł na jakiś tajny układ z Rosją. Będzie to raczej dowód braku zdecydowania w samym Sojuszu. Co nie zmienia faktu, że Rosja daje bardzo jasne sygnały, że im bliżej Sojusz będzie się zbliżał do jej granic, tym bardziej Moskwa będzie się temu sprzeciwiać. Rosja jest silniejsza niż dziesięć lat temu, gdy do NATO wchodziła Polska.

Dlaczego kraje Europy Zachodniej sprzeciwiają się przyjęciu Ukrainy i Gruzji?

- Ukraina trzykrotnie miała już względnie demokratyczne wybory. Ma armię, która mogłaby wnieść prawdziwy wkład do NATO. Problemem jest tam jednak brak poparcia społecznego dla członkostwa. Istnieją wątpliwości, czy społeczeństwo i elity ukraińskie na dobre zdecydowały się na kierunek prozachodni.

Z kolei w Gruzji poparcie dla członkostwa w NATO sięga 75 proc., ale można wątpić, czy powiedzie się tam demokratyczny eksperyment. W grę wchodzi też kwestia zamrożonych konfliktów w Abchazji i Południowej Osetii.

Protesty Moskwy mają tu większy wpływ niż wtedy, gdy do Sojuszu wchodziła Polska?

W sprawie przyjęcia Polski mieliśmy solidny sojusz amerykańsko-niemiecki. Teraz nie ma zgody ani w Niemczech, ani we Francji, ani w Wielkiej Brytanii.

Czy jest jakiś plan rezerwowy, który NATO może zaoferować tym dwóm krajom zamiast MAP-u?

- Te kraje potrzebują dwóch rzeczy - symbolicznego objęcia ze strony Zachodu i konkretnej pomocy. Bez tego pierwszego mogą stracić nadzieję i się poddać, bez drugiego będzie im trudno. Jest także niebezpieczeństwo, że jeśli nie wyślemy wystarczająco mocnego przesłania, Moskwa uzna, że może silniej naciskać na sąsiadów.

MAP oczywiście byłby takim symbolem. Nie jest jednak jedynym, można podjąć jakieś inne ważne kroki. Miejmy nadzieję, że tak się stanie.

Minister obrony RP Bogdan Klich twierdzi, że przyszłoroczny, jubileuszowy szczyt NATO będzie ostatnią okazją, by otworzyć się na Ukrainę...

- Wasz minister jest moim dobrym przyjacielem, ale tu się z nim nie zgadzam. Szczyt w Bukareszcie jest ostatnim dla odchodzącego prezydenta USA. Cała trójka kandydatów na prezydenta - Hillary Clinton, Barack Obama i John McCain - publicznie poparła MAP dla Ukrainy i Gruzji. Nowa osoba na czele Ameryki może mieć świetną okazję, by zbudować konsensus wokół tej sprawy.

* Ron Asmus jest byłym wysokim rangą urzędnikiem w administracji Billa Clintona, a obecnie dyrektorem biura German Marshall Fund w Brukseli

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: