środa, 14 maja 2008

Jak przyjaciele prezydenta Kaczyńskiego zarobili w rok 261 mln zł

eci
2008-05-14, ostatnia aktualizacja 21 minut temu

Prawnicy ze znanej sopockiej kancelarii, prywatnie przyjaciele Lecha Kaczyńskiego, byli anonimowo właścicielami największej w Polsce firmy handlującej długami szpitali - pisze w dzisiejszej "Polityce" Bianka Mikołajewska. Tą firmą jest Greenhouse Capital Management SA

Zobacz powiekszenie
Fot. Albert Zawada / AG
Lech Kaczyński
Akt zawiązania spółki i pierwsze walne zgromadzenie wspólników odbywały się w Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Gluchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy w Sopocie.

W Trójmieście kancelarię nazywa się "prezydencką" ze względu na bliskie stosunki wiążące Lecha Kaczyńskiego z jej wspólnikami. Kiedyś opracowywał na ich zlecenie opinie prawne, obecnie jego córka robi tu aplikację.

GCM SA powstała w lipcu 1999 r. Członkiem rady nadzorczej został Józef Rodziewicz z kancelarii.

Skąd GCM mogło wiedzieć, które szpitale mają kłopoty z długami? Inny wspólnik kancelarii - Andrzej Zwara - w latach 1999-2000 doradzał minister zdrowia Franciszce Cegielskiej, jak restrukturyzować szpitale i sekurytyzować ich długi. Miał informacje. A szef gabinetu politycznego Cegielskiej Piotr Krachulec po odejściu z ministerstwa został doradcą GCM.

Wcześniej to on na szkoleniach dla szpitali wskazywał GCM jako firmę, która pomoże wybrnąć z długów. "Przychodził do dyrektorów szpitali, kładł na biurko swoją wizytówkę z ministerstwa i przekonywał, że jedyną szansą na ratunek jest dla nas wykup długów przez Greenhouse" - wspomina jeden z ówczesnych dyrektorów szpitali.

Do kwietnia 2001 r. 152 szpitale zawarły z GCM porozumienia o spłacie długów, w styczniu 2002 r. Greenhouse miał skupione długi prawie 500 szpitali. Firma nie wykładała swoich pieniędzy, była tylko pośrednikiem między szpitalem a bankiem, który wykładał pieniądze. Greenhouse brał od niego za pośrednictwo. W 2001 r. przychody GCM wyniosły 261 mln zł, z czego 99 proc. z pośrednictwa finansowego. Ale już w następnym roku w sprawozdaniu spółki napisano: "Sytuacja spółki uległa znacznemu pogorszeniu po wyborach parlamentarnych we wrześniu 2001 r. wraz ze zmianami w Ministerstwie Zdrowia". Pod koniec roku prawnicy kancelarii opuścili spółkę.

Handel długami szpitali to zawsze był intratny interes. Opisywaliśmy ten biznes w latach 90., kiedy szpitale były państwowe. W 1998 r. skarb państwa przejął na siebie 7 mld zł długów szpitali, przekształcił je w samodzielne, publiczne ZOZ-y i przekazał powiatom i województwom. Miały się już więcej nie zadłużać. Ale zaczęły na nowo. W 2001 r. miały już kilka miliardów długów. W 2005 r. wyszła ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji. Część długu udało się dzięki temu zlikwidować. Ale obecnie połowa szpitali znowu tonie. Część samorządów zdecydowała się przekształcić szpitale w spółki, by nie zadłużały się w nieskończoność. O pozostałych politycy dziś dyskutują: Komercjalizować czy nie? Prywatyzować czy nie? Rozkradną, nie rozkradną?

"Pod bokiem Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego ministra sprawiedliwości, powstał układ idealny, wypełniający wszystkie elementy stworzonej przez niego definicji. Dziś budowniczy tego układu pełnią funkcje w państwowych spółkach, doradzają prezydentowi i uczą jego córkę, jak robić użytek z prawa" - pisze Bianka Mikołajewska.

Więcej - w dzisiejszej "Polityce"

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: