środa, 6 lutego 2008

Dramat, który zrodził legendę Czerwonych Diabłów

Michał Szadkowski
2008-02-05, ostatnia aktualizacja 2008-02-05 16:34
Zobacz powiększenie
Szczątki samolotu, którym lecieli piłkarze Manchesteru United
Fot. AP

W środę mija 50 lat od katastrofy samolotowej, w której zginęło siedmiu piłkarzy Manchesteru United

Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Harry Gregg i Billy Foulkes, piłkarze Man Utd. odwiedzają w monachijskim szpitalu kolegę z drużyny, Kena Morgana
Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Harry Gregg, bramkarz Manchesteru United
Zobacz powiekszenie
Fot. JON SUPER AP
Pomnik sir Matta Busby'ego, legendarnego menedżera Man Utd pod stadionem Old Trafford
- Wszystkie loty odwołane - STOP. - Lecimy jutro - STOP - Duncan - taki telegram wysłał do dziewczyny Duncan Edwards z lotniska w Monachium. 21-letni piłkarz był jednym z 43 pasażerów czekających na start samolotu Elizabethan. Dzień wcześniej MU zremisował z Crveną Zvezdą 3:3 i awansował do półfinału Pucharu Europy. W Monachium właśnie zaczął padać śnieg. Dwie próby startu przerwano z powodu "małej usterki technicznej". Wiadomość o odwołaniu lotu dziennikarz Alf Clarke przekazał gazecie "Evening Chronicle". Nieoczekiwanie tuż po nadaniu wiadomości przez Edwardsa, piloci zdecydowali się podjąć trzecią próbę. Tym razem startu nie udało się przerwać. Samolot nie zdołał oderwać się od ziemi, przejechał ogrodzenie i uderzył w niezamieszkany dom.

Zginęło 21 osób. 7 piłkarzy, 3 działaczy, 8 dziennikarzy, steward, przedstawiciel biura podróży i kibic. Pilot Ken Rayment i Duncan Edwards zmarli kilkanaście dni później w szpitalu.

Piłkarze

Do Monachium Elizabethan przyleciał z Belgradu z godzinnym opóźnieniem. Winowajcą był Johnny Berry, który zgubił paszport. 32-letni prawoskrzydłowy był wicekapitanem, najstarszym i najmniejszym zawodnikiem w klubie. - Nie nadajesz się do piłki. Jesteś za mały - usłyszał na początku kariery. Po szkole pracował w kinie, od czasu do czasu grał w amatorskich zespołach. Jego wielki talent kapitan Birmingham City Fred Harris zauważył w Indiach, gdzie Berry występował w reprezentacji angielskiej armii. Po demobilizacji podpisał kontrakt z Birmingham, po kilku latach przeszedł do Manchesteru za 25 tys. funtów. - Wszyscy kibice Manchesteru, którzy kochają młodego Portugalczyka z numerem 7 [Ronaldo] zakochaliby się także w Berrym. Miał serce lwa - piszą kibice pamiętający wyczyny Johnniego.

Berry cudem przeżył katastrofę, ale miał złamany kręgosłup i nogi - nigdy już nie wrócił na boisko. Z powodu urazów doznanych w katastrofie karierę musiał także zakończyć Jackie Blanchflower.

Ale największą gwiazdą drużyny był Duncan Edwards. Gdy debiutował w lidze, miał ledwie 16 lat. Dwa lata później grał już w reprezentacji Anglii. - Był najlepszym piłkarzem, z którym grałem, najlepszym, jakiego widziałem - mówił o nim sir Bobby Charlton, który przeżył katatsrofę. Innym razem stwierdził, że gdyby nie katastrofa w Monachium, Muhammad Ali nie mógłby o sobie powiedzieć "najlepszy sportowiec świata". - Miał wszystko. Był potężnie zbudowany i piekielnie silny. Mógł być najlepszym piłkarzem świata - opisywał go trener Matt Busby. Kibice oczekiwali, że Edwards poprowadzi Anglię do mistrzostwa świata w 1958 r. Bez niego i innych graczy, którzy zginęli w Monachium, reprezentacja Albionu nie wyszła z grupy, a na wygranie mundialu musiała czekać jeszcze osiem lat.

Trener

"Mattowi Busby'emu nie dajemy większych szans na przeżycie" - ogłosił monachijski szpital kilka godzin po katastrofie. Dwa miesiące później Szkot był już w domu i myślał o odbudowie drużyny. 10 lat po tragedii w Monachium Manchester zdobył Puchar Europy. - Klub przetrwał, bo wszystkim kierował Matt - mówił Bill Foulkes, jedyny obok Bobby'ego Charltona zdobywca Pucharu Europy, który przeżył katastrofę w Monachium.

Busby wyprzedził epokę. Stworzył kilkanaście drużyn juniorskich, do których sprowadzał najzdolniejszych brytyjskich piłkarzy wyszperanych przez wysyłanych na podwórka skautów. Tak do MU trafił. m.in. George Best. Każdy zespół grał w takim samym systemie jak pierwsza drużyna, trenerzy w równym stopniu patrzyli na umiejętności piłkarskie jak na psychikę. Dziś jest to oczywiste, ale w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia były to rozwiązania rewolucyjne. "Dzieciaki Busby'ego" pierwsze mistrzostwo wywalczyły w 1956 r. Średnia wieku pierwszej jedenastki wynosiła 22 lata. Wszyscy chcieli oglądać Manchester. Na mecze rezerw przychodziło 10 tys. ludzi, juniorów oglądało trzy razy więcej. Busby pracował na Old Trafford 24 lata (dwa lata dłużej od Aleksa Fergusona). Zdobył pięć mistrzostw i dwa Puchary Anglii. Gdy otwierano klubowe muzeum, jedna z lokalnych gazeta napisała, że gdyby nie dwóch Szkotów, nie byłoby czego otwierać.

Cena była za wysoka

Do dziś co jakiś czas odżywa dyskusja, co osiągnąłby Manchester, gdyby katastrofy w Monachium nie było. Kilka dni przed tragedią "Czerwone Diabły" wygrały na Highbury z Arsenalem 5:4 (wielu uważa to spotkanie za jedno z najlepszych w historii ligi angielskiej) i zmniejszyły do czterech punktów stratę do lidera - Wolverhampton. "Wilki" miały być następnym ligowym przeciwnikiem MU. Faworytem był Manchester, prognozowano, że drużyna Busby'ego będzie trzecią, która zdobyła mistrzostwo Anglii trzy razy z rzędu. "To była niesamowita grupa młodych ludzi, obdarzona wielkim talentem, świetnie się rozumiejąca i grająca na poziomie niedostępnym dla innych. Oni mogli być najlepszą drużyną w historii" - pisze publicysta "Timesa".

Istnieje też pogląd, że gdyby nie katastrofa w Monachium, Manchester, jakim znamy go dzisiaj, nie miałby szansy powstać. Tragedia w Monachium dała początek wielomilionowej liczbie kibiców klubu. 50 lat temu cały świat był kibicem MU. Każdy pomagał klubowi, jak mógł. Pierwszy mecz po katastrofie zaplanowano na 19 lutego. W V rundzie Pucharu Anglii przeciwnikiem MU było Sheffield Wednesday. Ze składu, który zremisował z Crveną Zvezdą, na boisko wyszło tylko dwóch zawodników. Pięciu dobrano z rezerw, dwóch z juniorów, dwóch kupiono. Angielska federacja pozwoliła im na grę w tym meczu, mimo że w tamtym sezonie grali już w Pucharze Anglii w barwach innej drużyny. Nikt nie protestował, Manchester wygrał 3:0 i doszedł do finału, gdzie przegrał z Boltonem. W półfinale Pucharu Europy z Milanem Manchester miał za sobą cały świat. Łącznie z zawodnikami z Mediolanu. W pierwszym meczu Włosi wystawili rezerwy i przegrali 1:2. W rewanżu łatwo wygrali 4:0.

"Miejsce na mapie futbolowego świata zawdzięczamy tamtej katastrofie" - mówi jeden z szefów klubu kibica MU. - "Cena była za to wysoka" - dodaje.

Dzieci Busby'ego - wspomnienia o tragedii


Brak komentarzy: