niedziela, 9 września 2007

ME siatkarzy: przegrali z Rosją, ale grają dalej


Rafał Stec, Moskwa
Mimo porażki z Rosją 0:3 polscy siatkarze awansowali do drugiej rundy mistrzostw Europy, ale rozpoczną ją na ostatnim miejscu w grupie. We wtorek zagrają z rewelacyjną Finlandią, potem z Bułgarią i Włochami
Biało-czerwoni wpadli w tarapaty, bo do tabeli drugiej fazy turnieju wlicza się punkty z pierwszej fazy, ale tylko uzyskane z drużynami, które awansowały. Tymczasem Polacy pokonali wyłącznie wyeliminowanych już Turków.

Na razie wicemistrzowie świata mogą więc czuć się w Moskwie malutcy, o co zresztą tutaj nietrudno, nawet w przypadku dwumetrowych dryblasów. Siatkarze Raula Lozano mieszkają w gigantycznym, liczącym kilka tysięcy pokoi hotelu Kosmos, stołują się w sali Galaktycznej, a grają w 36-tysięcznej Hali Olimpijskiej, z której na siatkarskie mistrzostwa wydzielono ledwie ćwiartkę, by z trybun w ogóle było widać boisko. A w niedzielny wieczór stanęli twarzą w twarz z gospodarzami - kolosami nawet pośród kolegów po fachu, wystawiających najwyższą drużynę na niemal wszystkie turnieje.

Kolosy jak to kolosy stawiają na siłę, o czym Polacy przekonali się już przy pierwszej zagrywce meczu - w wykonaniu Aleksandra Wołkowa - po której piłka natychmiast wróciła na rosyjską stronę siatki. A chwilę potem Michała Winiarskiego zestrzelił główny bombardier gospodarzy Semen Połtawski. Nasz przyjmujący tak odebrał serwis rywala, że piłka pofrunęła za jego plecy.

Rosjanie natarli, jakby chcieli biało-czerwonych błyskawicznie znokautować i oszołomionych zniechęcić do walki. O tym nie było jednak mowy, bo Polacy otrząsnęli się po piątkowej klęsce z Belgią. Noc po inauguracji przetrwali z trudem - Daniel Pliński zasnął o trzeciej, Michał Winiarski wpół do czwartej, a Sebastian Świderski wyznał, że zdołał zmrużyć oko wyłącznie dzięki argentyńskiemu selekcjonerowi, który "wszystkich pozytywnie zaskoczył, bo nie zrobił awantury, tylko pocieszał". Pocieszał, bo - jak tłumaczyli zawodnicy - denerwuje się tylko trener, który wie, że swój zespół kiepsko przygotował.

Pocieszanie pomogło. W sobotę pokonani zostali Turcy, dzień później mecz fenomenalnie rozpoczął Grzegorz Szymański - ten, który musi sprostać największej presji, bo zastępuje Mariusza Wlazłego, i ten, który kompletnie rozczarował w inauguracji. W pierwszym secie zdobył aż dziewięć punktów i choć bywał blokowany, to ani razu nie wyrzucił piłki w aut. Polacy w ogóle grali nieźle, ale trafili na rywali bliskich chwilami perfekcji. W pierwszym secie Rosjanie popełnili ledwie cztery niewymuszone błędy!

Zdradzać ludzkie cechy, czyli mylić się, gospodarze zaczęli dopiero w połowie drugiej partii, w której też wysoko prowadzili. Najpierw precyzję zatracił Połtawski, a po chwili jego partnerzy odbierający serwis Sebastiana Świderskiego. Zanosiło się na emocjonującą końcówkę, jednak w rozstrzygających akcjach Rosjanie załatwiali sprawę z zimną krwią, dbając o każdy detal natarcia i obrony.

Polacy wypadli naprawdę nieźle, wyjąwszy ostatniego seta. Widać było, że piątek nie był na szczęście przejawem głębszego kryzysu - tego popołudnia przytrafiła im się po prostu nieszczęsna wpadka. Cóż z tego jednak, jeśli w niedzielę trafili na fantastycznego przeciwnika - absolutnego faworyta do złota, ostatnią niepokonaną drużynę ME.

Polacy długo grali przyzwoicie, ale do historii ten mecz nie przejdzie. Boje z Rosjanami dzielą się bowiem z grubsza na dwie grupy. Konfrontacje przegrane, które łatwo zapominamy, oraz wygrane, które zapadają w pamięć, przechodzą do historii, obrastają legendą - począwszy od olimpijskiego triumfu w 1976 roku, a skończywszy na niedawnym horrorze podczas mistrzostw świata. Dzieje się tak, bo słodkie chwile zdarzają się nam od święta. Rosjanie w turniejowym biuletynie pochwalili się nawet skrupulatnymi wyliczeniami, z których wynika, że na ME wygrywali z Polską 19 z 21 meczów. To statystyka zatrważająca, słabsza od bilansu potyczek z gospodarzami większości czołowych drużyn kontynentu - od Włoch i Serbii, przez Holandię i Niemcy, po Czechy, Bułgarię i Rumunię.

W niedzielę jeszcze się pogorszyła, ale medalowe szanse biało-czerwoni wciąż zachowują. Wszystko przez to, że ME w Moskwie i Sankt Petersburgu są na razie turniejem sensacji. Grupę D wygrali Finowie, Włosi nie urwali seta Bułgarom, Serbowie ulegli Niemcom etc. Efekt jest taki, że w naszej "połówce" turnieju właściwie wszyscy mogą realnie myśleć o półfinale. Także Polacy, choć im awansu nie gwarantuje nawet komplet trzech zwycięstw.

Brak komentarzy: