
Fot. Aleksander Prugar / AG
"Dla mnie nie było i nie ma sprawy. Była próba złamania prawa przez wówczas jeszcze prywatną osobę, ale prawo nie zostało złamane. Gdyby było inaczej powiadomiłbym prokuraturę już wówczas" - pisze na blogu Kazimierz Marcnkiewicz, próbując załagodzić wydźwięk swojej rozmowy z "Dziennikiem". Marcinkiewicz powiedział w niej, że że w grudniu 2005 roku prezydent Kaczyński zlecił szefowi ABW Witoldowi Marczukowi zbieranie informacji na jego temat. Marczuk miał się nie zgodzić.
- Słyszałem to w trzech niezależnych źródłach - mówi Kazimierz Marcinkiewicz "Dziennikowi". Marczuk sporządził notatkę, w której miał napisać, że prezydent kazał zbierać informacje o byłym premierze - informuje "Dziennik". Zdaniem Marcinkiewicza, Lech Kaczyński chciał także, by szef ABW go podsłuchiwał.
Dziś na blogu Marcinkiewicz łagodzi sprawę. Po pierwsze, chwali Marczuka. "Minister Marczuk zachował się jak wzorowy urzędnik państwowy. Ufałem mu przez cały okres urzędowania. Wiem, że w tym czasie nie było żadnych nieprawidłowości, czy upolitycznienia służb. Jestem z tego dumny, bo to dobitne świadectwo, że miałem wzorowych współpracowników" - pisze.
Pisze też o tym, jak dowiedział się o podsłuchu i bagatelizuje znaczenie swojego wywiadu dla "Dziennika", mówiąc, że już wcześniej wspominał o podsłuchach. 'To nie jest news ani sensacja" - pisze. Owszem, ale nigdy wobec prezydenta nie padło tak mocne oskarżenie.
Marcinkiewicz... tłumaczy się dziś z tego, kiedy i dlaczego w ogóle rozmawiał z dziennikarzami.
"Wywiadu dla "Dziennika" udzieliłem także w ubiegłym roku, a autoryzowałem dwa miesiące temu. Dziennikarze powiedzieli, że potrzebują tego materiału do cyklu artykułów podsumowujących półmetek prezydentury."
W wywiadzie Kazimierz Marcinkiewicz wyjaśnił, dlaczego prezydent mógł zlecić założenie podsłuchu. "Mogę powiedzieć tylko tyle: Lech Kaczyński nigdy nie ukrywał, również w wielu rozmowach ze mną, że marzył by premierem był jego brat. Mówił na przykład: "Kazimierzu, wiesz, że to Jarosław powinien stanąć na czele rządu, choćby na pół roku. Byłoby dobrze, żeby miał tak prestiżową funkcję w życiorysie" - opowiadał.
Dziś na blogu czytamy:
"Dla mnie nie ma sprawy. Nie wadziło mi to zbytnio, gdy byłem premierem i nie wadzi dziś. Zawsze szanowałem, szanuję i będę szanował Głowę Państwa, mojego kraju."
Skąd dziś taki pojednawczy ton na blogu Marcinkiewicza? Może z tego, że na wywiad zdążyli już zareagować gorliwi i wierni politycy PiS-u. Joachim Brudziński ocenił w TVN24, że Marcinkiewicz próbuje być Palikotem i "nieudolnie człapie w jego butach". Padły ostre słowa:
Nie ma nic bardziej śmiesznego i żałosnego niż megalomania b. kuratora z Gorzowa. To, że b. premier próbuje dezawuować pana prezydenta może wynikać tylko z tego, że wszystko panu prezydentowi zawdzięcza.
mar, Politbiuro.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz