piątek, 14 września 2007

Bush: Do końca roku wycofamy 5700 żołnierzy z Iraku

Marcin Bosacki Waszyngton
2007-09-14, ostatnia aktualizacja 2007-09-14 07:50

- Nasza ofensywa w Iraku działa, do Gwiazdki wycofamy 5700 żołnierzy a do połowy 2008 r. - 30 tysięcy. Ale w Iraku pozostaniemy, bo "wolność nie jest za darmo" - mówił rodakom w orędziu telewizyjnym prezydent George Bush.

Zobacz powiekszenie
Fot. JASON REED REUTERS
3 września 2007. Bush odwiedził amerykańskich żołnierzy w Iraku

Bush swym wieczornym (piątek rano w Polsce) przemówieniem podsumował wielotygodniową debatę o tym, czy zarządzona przez niego w styczniu ofensywa w Iraku przynosi efekty. Najważniejszym punktem tej debaty było przesłuchanie w Kongresie na początku tygodnia dowódcy wojsk w Iraku gen. Davida Petraeusa i ambasadora USA w Bagdadzie Ryana Crockera.

Bush wielokrotnie powoływał się wczoraj na Petraeusa. Podkreślał, że dzięki jego osiągnięciom "możemy dziś zacząć wycofywać wojska".

Rok temu w Bagdadzie - mówił Bush - zamykano szkoły I rynki, dziś się je znów otwiera. Rok temu w prowincji Anbar młodzi chłopcy szli do partyzantki, dziś do irackiego wojska i policji.

- Dziś odwrót jest możliwy dzięki naszym sukcesom. I im większe one będą, tym więcej naszych żołnierzy wróci do domu - mówił prezydent USA. Na razie obiecał wycofanie jeszcze w tym miesiącu 2200 marines, a przed Bożym Narodzeniem brygady wojska, czyli 3500 żołnierzy.

Znakomita większość ekspertów w USA zgadza się, że Petraeus osiągnął w Iraku, a zwłaszcza w Bagdadzie pewne ograniczenie liczby ofiar i poprawę poziomu bezpieczeństwa. Wielu nie wierzy jednak, by było to zjawisko trwałe.

Prezydent przekonywał Amerykanów, że prędkie wycofanie całości wojsk USA oznaczałoby dla Iraku katastrofę humanitarną, uzyskanie swobody działania przez al Kaidę i wzmocnienie pozycji Iranu. Zwrócił się też do Irakijczyków: - Irak walczy o przetrwanie. Ameryka nigdy nie opuszcza przyjaciół. I was też nie opuści.

Prezydent USA przyznał jednak, że pojednanie narodowe w Iraku nie przebiega tak szybko, jak powinno.

Na koniec Bush zacytował e-maila, którego wysłali do niego rodzice poległego w Iraku Brandona Stouta: "Wierzymy, że to wojna dobra ze złem i my musimy wygrać. Wolność nie jest za darmo".

Bush zapowiedział, najkrócej mówiąc, ograniczenie liczby wojsk do poziomu sprzed ofensywy prowadzonej od lutego, czyli do 130 tys. Powiedział, że to krok, który umożliwi porozumienie "z tymi, którzy żądali szybkiego wycofania żołnierzy".

Demokraci uważają jednak zupełnie co innego. Ich stanowisko najkrócej określił po przemówieniu Busha demokratyczny kandydat na jego następcę John Edwards: - Osiem miesięcy po ogłoszeniu przez Busha nowej strategii nadal nie ma w Iraku pojednania szyitów z sunnitami. Bez tego wojna domowa się nie skończy. Dlatego powinniśmy się natychmiast wycofać.

Inny demokrata śniący o prezydenturze, Barack Obama, dodał: - To wciąż ten sam zły kierunek, w którym Bush prowadzi nas od lat. Musimy opuścić Irak jak najszybciej, a Irakijczycy muszą wreszcie wziąć na siebie odpowiedzialność za swój kraj.

John McCain, jeden z kandydatów republikanów, którzy w większości nadal popierają Busha, odparował im: - Ci panowie pół roku temu mówili, że nie ma sukcesów militarnych, teraz, gdy te są, mówią, że brakuje politycznych. Niech zostawią w Iraku dużo wojska, to i polityczne się pojawią.

Demokraci, by, jak tego chcą, zmusić Busha do szybkiego i dużego zredukowania wojsk, np. o połowę, musieliby ograniczyć mu w Kongresie fundusze na wojnę. Wątpliwe, by udało im się przeciągnąć na swą stronę tylu republikanów, by było to możliwe.

Nie wiemy na razie, jak Amerykanie przyjęli orędzie Busha i kaskadę kontr-przemówień demokratów. Jednak badania opinii publicznej po zeznaniach w Kongresie Petraeusa są dla Busha dość optymistyczne. 41 proc. Amerykanów poparło plan Petraeusa, by za rok w Iraku wciąż było 130 tys. zołnierzy, 38 proc. jest temu przeciwnych. I - co może martwić zwłaszcza najbardziej antywojennych demokratów - aż 71 proc. Amerykanów uważa, że za pięć lat w Iraku wciąż będzie "bardzo wielu żołnierzy USA".

Brak komentarzy: