wtorek, 16 października 2007

Czechy: Trybunał mówi prezydentowi „nie”, prezydent krytykuje sędziów

15-10-2007, ostatnia aktualizacja 15-10-2007 12:26

Tym wyrokiem jestem wprost zszokowany, nie potrafię znaleźć żadnego wytłumaczenia. Uważam, że jest on sprzeczny z konstytucją. To obywatele przegrywają z władzą sędziów. Autorem tych słów nie jest Lech Kaczyński, pisze doktor prawa Bolesław Banaszkiewicz

źródło: SPINKA

Wypowiedział je Vaclav Klaus, nie po raz pierwszy wyrażając zaniepokojenie tym, że państwo prawa jest zastępowane „państwem sędziów”.

Tym razem była to reakcja na kontrowersyjny wyrok czeskiego Sądu Konstytucyjnego (SK) z 12 września tego roku, uchylający prezydencki akt mianowania wiceprezesem Sądu Najwyższego osoby nieakceptowanej przez prezesa tego sądu, dr Ivy Brożovej. Zakończył on serię procesów, jakie wytoczyła ona władzy wykonawczej. W każdym z nich chodziło o zmiany w kierownictwie SN, jakich próbowali dokonać prezydent republiki i ministrowie sprawiedliwości dwóch kolejnych rządów. Cztery wyroki, które wydał w tych sprawach SK od 17 lipca 2006 r. do 12 września 2007 r., zapadły po myśli dr Brożovej.

Wyrok respektuję, ale się z nim nie zgadzam

Wszystko zaczęło się w styczniu 2006 r., kiedy to prezydent Klaus, z kontrasygnatą ówczesnego socjaldemokratycznego premiera Paroubka, odwołał dr Brożovą z funkcji prezesa SN. Publicznie znanym (choć formalnie niezakomunikowanym zainteresowanej) powodem odwołania było niezadowolenie ministra sprawiedliwości z sytuacji w SN – zarzucano m.in. przewlekłość postępowań, brak należytego reagowania na rozbieżności w orzecznictwie sądów, brak autorytetu pani prezes wśród części sędziów. Nieoficjalnie znany był też, uzgodniony między prezydentem a rządem, plan mianowania prezesem SN Jaroslava Buresza, niegdyś ministra sprawiedliwości w socjaldemokratycznym rządzie, rywala Klausa w wyborach prezydenckich w 2003 r.

Plan ten pokrzyżowała jednak Brożova, natychmiast po swym odwołaniu składając skargę konstytucyjną na naruszenie jej praw jako osoby fizycznej. Właściwy senat SK, ku zaskoczeniu niektórych prawników, nie tylko nie odrzucił tej skargi, lecz wydał nawet postanowienie tymczasowe wstrzymujące wykonanie prezydenckiego aktu odwołania. Notabene nie było jasne, co oznacza takie – precedensowe – postanowienie trybunału: czy to, jak uważała sama zainteresowana, że pozostała ona na stanowisku prezesa SN, czy jedynie to, jak sądzili prezydent i minister, że do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia skargi dr Brożovej nie może być mianowany jej następca.

Zanim takie rozstrzygnięcie nastąpiło, SK w pełnym składzie 17 lipca 2006 r. uchylił jako niekonstytucyjny przepis ustawy pozwalający na odwołanie prezesa sądu, jeżeli „rażąco lub uporczywie narusza swoje obowiązki w zakresie administracji sądowej”, to jest ten przepis, który służył za podstawę odwołania pani Brożovej.

W ślad za tym właściwy senat SK 12 września 2006 r. uwzględnił jej skargę, uchylając prezydencki akt odwołania jako naruszający prawo skarżącej do równego dla wszystkich obywateli dostępu do funkcji publicznych. Z uzasadnienia wynika, że według prawa była ona prezesem SN nieprzerwanie. „Wyrok respektuję, ale się z nim nie zgadzam” – oświadczył wtedy prezydent Klaus (o sprawie tej pisałem w „Rz” z 27 października 2006 r., „Monopol sędziowskich decyzji, ale nie stojących za nimi racji”).

Niedoszły następca i niechciany zastępca

W ciągu następnych 12 miesięcy SK wydał jeszcze dwa wyroki z inicjatywy dr Brożovej – dotyczące jej niedoszłego następcy i niechcianego zastępcy.

Już bowiem w lutym 2006 r., nie czekając na definitywne rozstrzygniecie przez SK sprawy odwołania Brożovej, władza wykonawcza podjęła próbę „zainstalowania” w SN wspomnianego Jaroslava Buresza, z którego osobą wiązano nadzieję na uzdrowienie sytuacji w sądzie. Wkrótce po odwołaniu Brożovej przez prezydenta minister sprawiedliwości w rządzie Paroubka powierzył Bureszowi urząd sędziego SN. Po tym zaś, gdy akt odwołania został uchylony przez SK, prezydent Klaus w listopadzie 2006 r. powołał Buresza na stanowisko wiceprezesa SN. Obydwie decyzje Brożova również niezwłocznie zaskarżyła do SK – tym razem nie w formie indywidualnej skargi konstytucyjnej, lecz w trybie ustanowionym dla rozstrzygania przez trybunał „sporów o zakres kompetencji organów państwowych i organów samorządu terytorialnego, jeżeli według ustawy do ich rozstrzygania nie jest właściwy inny organ” (art. 87 ust. 1 lit. k Konstytucji RCz).

W obu sprawach występowała jako prezes SN, broniąc zasady niezależności sądów.

Czeska ustawa pozwala ministrowi sprawiedliwości powierzyć osobie należącej do stanu sędziowskiego urząd sędziego SN, ale za uprzednią zgodą prezesa tego sądu. Przyjmując, że na stanowisku prezesa SN jest wakat, minister sprawiedliwości zwrócił się w lutym 2006 r. o zgodę do wiceprezesa Pavla Kuczery, zaliczanego do oponentów Brożovej. Ten zgody udzielił po pozytywnym zaopiniowaniu kandydatury Jarosława Buresza przez radę reprezentującą sędziów SN, ale wbrew protestom Brożovej, której status po jej zaskarżonym odwołaniu był wówczas sporny. Dopiero 12 grudnia 2006 r. SK w pełnym składzie orzekł, że osobą właściwą do wyrażenia zgody była jednak Brożova, zatem powierzenie Bureszowi urzędu sędziego SN bez jej zgody oznaczało naruszenie zasady legalizmu. W związku z tym SK uchylił kwestionowany akt ministra. W uzasadnieniu stwierdzono, że orzeczenia SN wydane dotychczas z udziałem sędziego Buresza pozostają w mocy ze względu na zasadę ochrony zaufania. Jednocześnie zasugerowano, że do czasu rozstrzygnięcia sporu o mianowanie go wiceprezesem SN powinien on powstrzymać się od udziału w orzekaniu.

Od tej chwili istniała zatem dość kuriozalna sytuacja prawna: wiceprezes Buresz nie mógł już być uważany za sędziego SN na mocy decyzji ministra sprawiedliwości z lutego 2006 r., ale istniało jeszcze domniemanie legalności mianowania go przez prezydenta wiceprezesem tego sądu w listopadzie 2006 r. Jak już wspomniałem, spór w tej ostatniej sprawie został rozstrzygnięty przez SK dopiero 12 września bieżącego roku.

Spośród sędziów

Podstawą prawną mianowania Buresza wiceprezesem SN był art. 62 lit. f Konstytucji RCz, który do prerogatyw głowy państwa zalicza mianowanie (bez czyjejkolwiek zgody i bez kontrasygnaty) prezesa i wiceprezesów SN „spośród sędziów”. Tekst ustawy zasadniczej nie przesądza, że nominatem może być tylko dotychczasowy sędzia SN, a rzecznicy prezydenta podkreślali, iż to niedopowiedzenie ustrojodawcy nie jest przypadkowe i wynika z wyraźnej intencji zgłoszonej w pracach konstytucyjnych przez ówczesnego prezydenta Havla, który chciał dysponować możliwie szerokim gronem kandydatów. Broniono więc poglądu, że prezesem lub wiceprezesem SN może być mianowany jakikolwiek sędzia, co w przypadku mianowania osoby spoza grona dotychczasowych sędziów SN byłoby równoznaczne z włączeniem nominata do tego grona.

Jednakże 12 września tego roku SK w pełnym składzie orzekł, że według konstytucji prezydent mógł mianować wiceprezesem SN jedynie kogoś spośród sędziów tegoż sądu powołanych z zachowaniem wymagań ustawy, czyli w tym wypadku – za zgodą pani prezes. Skoro tak, to prezydencki akt mianowania Buresza wiceprezesem SN został uchylony. SK oparł się na wykładni systemowej, kładąc nacisk na niezależność sądów i powiązanie sprawowania funkcji prezesa lub wiceprezesa sądu z niezawisłością sędziowską, a posiłkowo sięgając do argumentów prawnoporównawczych.Wszystkie wyroki w „sprawach Brożovej”, które SK wydał w pełnym składzie, zapadały niejednomyślnie, a zdanie odrębne za każdym razem składał m.in. prezes Pavel Rychetsky.

W świetle tych orzeczeń SK pozbawienie Brożovej funkcji prezesa SN, którą w 2002 r. powierzył jej na czas nieokreślony prezydent Havel, byłoby możliwe dopiero na podstawie nowej – dotychczas nieustanowionej – regulacji ustawowej, która musiałaby wprowadzić kadencyjność funkcji lub jednoznacznie określić przyczyny dopuszczalnego odwołania. Nie jest też możliwe wprowadzenie do SN jakiegokolwiek nowego sędziego bez zgody pani prezes. Z drugiej strony bez porozumienia z prezydentem i ministrem sprawiedliwości, na które raczej się nie zanosi, nie może ona dobrać sobie zaufanych zastępców.

Prezydent Klaus nie jest jedynym, który nie krył irytacji z powodu ostatniego wyroku SK. Sędzia Buresz, który na mocy tego wyroku nieodwołalnie stracił posadę, nie będąc nawet dopuszczonym do udziału w postępowaniu przed SK (miało ono charakter sporu między dwoma organami państwa), publicznie skarżył się na naruszenie jego prawa do sądu oraz na stronniczość trybunału, w którym według niego zasiada kilkoro dobrych znajomych Brożovej (swego czasu była ona sędzią SK). Buresz twierdzi, że gdyby zaskarżył takie postępowanie do Strasburga, byłby pewny wygranej.

Dostrzega się, że racje są podzielone

W Polsce podobne procesy sądowe raczej nie byłyby możliwe, ponieważ prawne unormowanie analogicznych kwestii jest u nas bardziej precyzyjne, a kompetencje naszego Trybunału Konstytucyjnego są po części inne. Dla polskiego obserwatora uderzające jest jednak to, że związane ze „sprawami Brożovej” spory o rozumienie niezależności sądów i granice swobody wykładni konstytucji oraz krytyczne uwagi głowy państwa są w czeskich mediach i środowiskach opiniotwórczych przyjmowane ze spokojem, jako coś normalnego w demokracji, jeśli tylko politycy respektują moc wiążącą sądowych werdyktów. Dostrzega się tam, że racje są podzielone, a niepokój wyrażany przez prezydenta, niezależnie od ostrej retoryki, wart jest dyskusji.

Dlatego nie dziwi, że jeśli w zachodniej prasie od czasu do czasu czytamy o „wojnie prawicowych polityków z sądami”, to nie chodzi o Republikę Czeską.

Źródło : Rzeczpospolita

Brak komentarzy: