środa, 20 lutego 2008

Pakistańczycy nie poparli Musharrafa

Wojciech Jagielski, Islamabad
2008-02-20, ostatnia aktualizacja 2008-02-19 17:04

Opozycja odniosła triumf w poniedziałkowych wyborach parlamentarnych, a Pakistan po raz trzeci w swojej 60-letniej historii próbuje pożegnać się z rządami wojskowych dyktatorów

Zobacz powiekszenie
Fot. MOHSIN RAZA Reuters
Zwolennicy byłego premiera Nawaza Szarifa świętują w Lahore wyborczy sukces
Partia Ludowa, kierowana do niedawna przez zabitą w zamachu bombowym Benazir Bhutto, a po jej śmierci przez jej męża Asifa Alego Zardariego, oraz frakcja Ligi Muzułmańskiej byłego premiera Nawaza Sharifa zdobyły wspólnie pięć razy więcej posłów niż druga frakcja Ligi wspierająca panującego od 1999 r. gen. Perveza Musharrafa i wraz z nim rządząca.

Z kretesem przegrali wszyscy najbliżsi przyjaciele i dworzanie prezydenta Musharrafa. W Karaczi była to sojusznicza partia dawnych muzułmańskich przesiedleńców z Indii, a w prowincji Granicznej i Beludżystanie leżących przez miedzę z Afganistanem koalicja partii religijnych, wychowawczyń afgańskich talibów.

Poniedziałkowa elekcja była nie tylko kolejną próbą reanimacji demokratycznego ustroju w Pakistanie, ale przede wszystkim plebiscytem zaufania dla Musharrafa. I to właśnie on okazał się głównym przegranym wyborów, choć sam w nich nie startował. Sprzymierzone Partia Ludowa i Liga Muzułmańska Nawaza Sharifa wsparte głosami niezależnych posłów mogą uzbierać w przyszłym parlamencie dwie trzecie głosów niezbędnych, by podjąć próbę usunięcia prezydenta z urzędu.

Domaga się tego przede wszystkim Nawaz Sharif, którego Musharraf obalił, wtrącił do więzienia za korupcję i w końcu wygnał z kraju. Były premier wrócił do Pakistanu dopiero w grudniu, gdy sojusznicy Musharrafa z USA wymusili na nim wolne wybory oraz ustąpienie ze stanowiska szefa pakistańskiego wojska. W powyborczy wtorek triumfujący Sharif oznajmił w Lahore, że "Musharraf powinien teraz wiedzieć, jak ma postąpić".

Wtorkowe oświadczenie Musharrafa, że jako prezydent gotów jest współpracować z każdym pakistańskim rządem (oraz rzecznika prezydenta, że Musharraf nie zamierza ustępować) nie było chyba tym, co chciał usłyszeć Sharif. Zapowiedział, że w czwartek naradzi się Zardarim, jak stworzyć najlepszy rząd dla Pakistanu i "jak pozbyć się dyktatora".

W przeciwieństwie do Sharifa, który zapowiada, że nie wejdzie do żadnego rządu, który będzie uznawał władzę Musharrafa, Zardari nie upierał się tak bardzo przy dymisji prezydenta, a nawet zapowiadał, że jest gotów z nim współpracować. To tylko jedna z wielu - nie wspominając o starych osobistych animozjach - politycznych różnic dzielących zwycięskich przywódców opozycji. Właśnie spory między nimi, które utrudnią, a może nawet uniemożliwią zawarcie przymierza i osłabią nowy rząd, są jedną z ostatnich nadziei Musharrafa na zachowanie władzy.

Inną jest niepokój Waszyngtonu, czy Pakistan pozostanie jej wiernym sprzymierzeńcem w wojnie w sąsiednim Afganistanie. Wybory były bowiem także plebiscytem wobec proamerykańskiej polityki Musharrafa. Opozycja nie podziela bezkrytycznego poparcia generała dla USA. Nawaz Sharif nieraz opowiadał się za rokowaniami i pokojem z talibami z Afganistanu i Pakistanu, a nacjonalistyczna partia Pasztunów Awami, która obejmie władzę w Peszawarze, zapowiada, że nie pozwoli, by amerykańscy żołnierze wkraczali na pasztuńskie ziemie.

Musharraf zaś, który pod naciskiem Amerykanów odszedł z wojska i został pozbawiony jego poparcia, albo zostanie zmuszony do rezygnacji ze stanowiska prezydenta, albo walcząc o jego zachowanie, nie będzie już miał ani czasu, ani serca, by dbać o interesy Amerykanów. Liczy więc, że choćby w trosce o wiernego sojusznika Waszyngton wymusi na nowych władzach, by pozwoliły mu zachować prezydenturę tak jak wymusili na nim ustępstwa wobec opozycji.

Poniedziałkowe wybory były trzecią w Pakistanie próbą zerwania z wojskowymi dyktatorami, którzy rządzili przez połowę 60-letniego istnienia kraju. Pierwszą podjęto w 1970 r., kiedy gen. Jahja Chan postanowił oddać cywilom rządy sprawowane od 1958 r. przez wojskowych. Wybory doprowadziły jednak do wojny domowej i secesji wschodniej prowincji Bengalu, który ogłosił się niepodległym Bangladeszem. W zachodnim Pakistanie władzę przejął zaś charyzmatyczny populista Zulfikar Ali Bhutto. Jego ekstrawaganckim rządom, które omal nie doprowadziły do nowej wojny domowej, położył kres gen. Zia ul-Haq, który go obalił, a potem kazał powiesić.

Niepowodzeniem zakończyła się też druga próba demokratyzacji Pakistanu. W 1988 r., po śmierci Zia ul-Haqa w katastrofie lotniczej, wybory wygrała Benazir Bhutto, córka Zulfikara. Ale rządy cywilów sprawowane na zmianę przez panią Benazir i Nawaza Sharifa zapisały się w historii jako czasy bezwstydnej korupcji. Przerwał je w 1999 r. Musharraf, dokonując kolejnego zamachu stanu.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: