rozmawiały Agnieszka Kublik, Monika Olejnik, oprac. rind
2008-02-19, ostatnia aktualizacja 2008-02-20 08:09

Rząd wstrzymał się z decyzją w sprawie niepodległości Kosowa na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego - ujawnił premier Donald Tusk w wywiadzie udzielonym Agnieszce Kublik i Monice Olejnik, który zamieszcza środowa Gazeta Wyborcza. Premier w wywiadzie powiedział też, że chce rozpocząć debatę konstytucyjną na temat uprawnień prezydenta. - Chcę, żeby Polska miała za kilka lat konstytucję, w której będzie jasno powiedziane, że ten, kto wygrywa wybory, ten rządzi - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO
ZOBACZ TAKŻE
- Sikorski: ws. Kosowa premier spotka się z prezydentem (19-02-08, 12:19)
- Nowak: Dzisiaj Polska rozpocznie procedurę uznania Kosowa (19-02-08, 09:25)
- Kowal: Odradzałbym uznawanie niepodległości Kosowa "na wyścigi" (18-02-08, 19:24)
RAPORTY
SERWISY
- Prosiłem ministra Sikorskiego kilka dni temu, żeby przed wyjazdem do Brukseli zadzwonił do pana prezydenta i poinformował go o naszej intencji, aby polskie decyzje dotyczące niepodległości Kosowa wpisywały się w główny nurt europejski - opowiada premier Tusk "Gazecie Wyborczej". - Prezydent dał do zrozumienia ministrowi Sikorskiemu, że jest sceptyczny co do szybkiego uznania niepodległości. W związku z tym rozmawiałem z panem prezydentem o tej sprawie w poniedziałek. Prezydent powinien odgrywać kluczową rolę w decyzjach, które dotyczą uznania czyjejś niepodległości. Dlatego, gdyby nie prośba pana prezydenta, żeby się powstrzymać z decyzją w sprawie Kosowa, zapadłaby ona we wtorek na posiedzeniu rządu - tłumaczył premier.
Agnieszka Kublik, Monika Olejnik: Jak modelowo powinna wyglądać kohabitacja w sprawach zagranicznych?
Premier Donald Tusk: Staram się zbudować obyczaj - co jest trudne biorąc pod uwagę zmienność nastrojów i konflikt między prezydentem a Platformą - by rozmowy z prezydentem na tematy konstytucyjnie dla niego istotne miały charakter wzajemnej informacji, konsultacji.
A konkretnie? Może powinien Pan raz na tydzień chodzić do prezydenta i informować go, co rząd właśnie zrobił i co zamierza?
- Jestem umówiony z panem prezydentem na środę [wywiad odbył się 19. lutego].
Nam chodzi o zwyczaj, nie pojedyncze spotkanie. Zwyczajowo - raz na tydzień w cztery oczy? Co Pan na to?
- Chcecie mnie zupełnie zniechęcić do polityki.
Raz w tygodniu, to takie trudne? Tak robił np. premier Miller z prezydentem Kwaśniewskim.
- To nie jest dla mnie atrakcyjny model, biorąc pod uwagę finał.
Czyli wyklucza pan, że mógłby pan co tydzień chodzić do prezydenta?
- Relacje między rządem a prezydentem są momentami gorszące, nie z winy rządu. Cała Polska widziała wielokrotnie niedopuszczalne sytuacje, gesty, słowa. Jestem przekonany, że po stu dniach rządu zrobilibyśmy więcej, gdybyśmy nie tracili tak dużo energii na niepotrzebne spory kreowane przez prezydenta i jego ludzi.
Nie macie pomysłu na zaczepki prezydenta, jego ministrów i PiS-u.
- Mam pomysł: do 2010 roku, czyli do kiedy Lech Kaczyński jest prezydentem, a ja będę do tego czasu, co jest dość prawdopodobne, premierem, musi się ukształtować obyczaj, który mimo działań otoczenia prezydenta, różnych fochów, grymasów i agresji ze strony brata prezydenta, pozwoli obu urzędom normalnie funkcjonować.
Dlaczego pan wyklucza prosty pomysł, żeby raz na tydzień spotykać się z prezydentem, żeby był o wszystkim poinformowany?
- Gdy podczas wizyty w Wilnie byłem pytany, jak mam zamiar ułożyć dramatycznie złe relacje z panem prezydentem, zaproponowałem rzecz dla pana prezydenta niezwykle korzystną: by w skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego, której szefem jest prezydent, weszli premier i minister spraw zagranicznych i by była zwoływana tak często, jak pan prezydent uzna to za stosowne. Prezydent odmówił, nie wiem dlaczego.
Pan mówi o instytucjonalnych spotkaniach, a nam chodzi o to, żeby panowie raz w tygodniu się spotykali w cztery oczy. Wtedy byłaby zaspokojona potrzeba prezydenta, żeby wiedzieć co się dzieje.
- Mam nadzieję, że to sformułowanie użyte przez panie o zaspokajaniu potrzeb pana prezydenta zostanie. Bo muszę odpowiedzieć, że nie jest moją pierwszą misją w polityce zaspokajanie potrzeb pana prezydenta.
Czy będzie pan kandydował na prezydenta?
- Niewykluczone. Ale będę kandydatem z realnymi szansami wyłącznie wtedy, jeśli przez te trzy lata będę rządził dobrze.
Agnieszka Kublik, Monika Olejnik: Jak modelowo powinna wyglądać kohabitacja w sprawach zagranicznych?
Premier Donald Tusk: Staram się zbudować obyczaj - co jest trudne biorąc pod uwagę zmienność nastrojów i konflikt między prezydentem a Platformą - by rozmowy z prezydentem na tematy konstytucyjnie dla niego istotne miały charakter wzajemnej informacji, konsultacji.
A konkretnie? Może powinien Pan raz na tydzień chodzić do prezydenta i informować go, co rząd właśnie zrobił i co zamierza?
- Jestem umówiony z panem prezydentem na środę [wywiad odbył się 19. lutego].
Nam chodzi o zwyczaj, nie pojedyncze spotkanie. Zwyczajowo - raz na tydzień w cztery oczy? Co Pan na to?
- Chcecie mnie zupełnie zniechęcić do polityki.
Raz w tygodniu, to takie trudne? Tak robił np. premier Miller z prezydentem Kwaśniewskim.
- To nie jest dla mnie atrakcyjny model, biorąc pod uwagę finał.
Czyli wyklucza pan, że mógłby pan co tydzień chodzić do prezydenta?
- Relacje między rządem a prezydentem są momentami gorszące, nie z winy rządu. Cała Polska widziała wielokrotnie niedopuszczalne sytuacje, gesty, słowa. Jestem przekonany, że po stu dniach rządu zrobilibyśmy więcej, gdybyśmy nie tracili tak dużo energii na niepotrzebne spory kreowane przez prezydenta i jego ludzi.
Nie macie pomysłu na zaczepki prezydenta, jego ministrów i PiS-u.
- Mam pomysł: do 2010 roku, czyli do kiedy Lech Kaczyński jest prezydentem, a ja będę do tego czasu, co jest dość prawdopodobne, premierem, musi się ukształtować obyczaj, który mimo działań otoczenia prezydenta, różnych fochów, grymasów i agresji ze strony brata prezydenta, pozwoli obu urzędom normalnie funkcjonować.
Dlaczego pan wyklucza prosty pomysł, żeby raz na tydzień spotykać się z prezydentem, żeby był o wszystkim poinformowany?
- Gdy podczas wizyty w Wilnie byłem pytany, jak mam zamiar ułożyć dramatycznie złe relacje z panem prezydentem, zaproponowałem rzecz dla pana prezydenta niezwykle korzystną: by w skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego, której szefem jest prezydent, weszli premier i minister spraw zagranicznych i by była zwoływana tak często, jak pan prezydent uzna to za stosowne. Prezydent odmówił, nie wiem dlaczego.
Pan mówi o instytucjonalnych spotkaniach, a nam chodzi o to, żeby panowie raz w tygodniu się spotykali w cztery oczy. Wtedy byłaby zaspokojona potrzeba prezydenta, żeby wiedzieć co się dzieje.
- Mam nadzieję, że to sformułowanie użyte przez panie o zaspokajaniu potrzeb pana prezydenta zostanie. Bo muszę odpowiedzieć, że nie jest moją pierwszą misją w polityce zaspokajanie potrzeb pana prezydenta.
Czy będzie pan kandydował na prezydenta?
- Niewykluczone. Ale będę kandydatem z realnymi szansami wyłącznie wtedy, jeśli przez te trzy lata będę rządził dobrze.
- W ostatnich dniach coraz poważniej zastanawiam się nad złożeniem poważnej propozycji prezydentowi Kaczyńskiemu i opozycji. Trzeba rozpocząć debatę konstytucyjną i przedyskutować, kto ma mieć więcej władzy prezydent czy premier.
Chcę żeby Polska miała za kilka lat konstytucję, w której będzie jasno powiedziane, że ten, kto wygrywa wybory, ten rządzi.
Kto ma rządzić premier czy prezydent?
- O tym chciałbym debatować.
Przed wyborami prezydenckimi w 2005 r. Lech Kaczyński w waszym wspólnym wywiadzie dla "Gazety" tak mówił o PiS-owskim modelu prezydentury: "Jeżeli rząd i prezydent wywodzą się z różnych obozów, wtedy możliwości przeszkadzania rządowi przez prezydenta byłyby ograniczone. Z 30 prerogatyw prezydenta, 15 zostanie skreślonych, prawo weta byłoby ograniczone do szczególnych okoliczności"
- To ja ten wywiad biorę na spotkanie z panem prezydentem. Może to ułatwi nam rozpoczęcie debaty konstytucyjnej.
---
Cała rozmowa w "Gazecie Wyborczej"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz